Janusz Radek jest na rynku muzycznym od ponad 20 lat. Teraz stworzył piosenkę, którą zaprezentuje na preselekcjach do Eurowizji.
Janusz Radek wystartował w polskich preselekcjach do Eurowizji w 2004 roku z utworem „Pocztówka z Avignon”. Zajął wtedy piąte miejsce. Teraz próbuje szczęścia jeszcze raz. Artysta startuje w eliminacjach z utworem „In Cosmic Mist”. Zobaczymy go na koncercie 14 lutego i wtedy widzowie wybiorą zwycięzcę, który pojedzie do Szwajcarii.

Janusz Radek: rodzina, piosenka na Eurowizję
– Teraz po 20 latach napisałem piosenkę, która ma w sobie wszelkie elementy dobrego przeboju. Do mnie będzie dużym sukcesem, że ona zostanie dostrzeżona – wyznał artysta dla Złotej Sceny.
Pasją Janusza Radka jest muzyka i nie narzeka na brak pracy. Koncertuje w całej Polsce i ma około 70-80 występów rocznie. Znajduje też czas dla rodziny. Razem mają wspólne zainteresowania, które pozwalają im spędzać ze sobą czas.
– Chodzimy przez Europę piechotą drogą Świętego Jakuba do Santiago de Compostela. Moja żona jest już na trzeciej takiej pielgrzymce i ma zaliczone około 13 tysięcy kilometrów. Dołączyłem do niej trochę później i dorobiłem się 6 tysięcy, a starsza córka przeszła 10 tysięcy. Wcześniej szliśmy przez Polskę i od wschodniej granicy do Zgorzelca jest 1100 km. Przeważnie idzie się 33-45 km dziennie, więc zajmuje to około miesiąca. Zawsze raz w roku staramy się wygospodarować 4 tygodnie, aby poświęcić to pieszej pielgrzymce -opowiada Janusz Radek dla Złotej Sceny.

Janusz Radek: piesze pielgrzymki z rodziną
Zasady są proste. Wychodzą z domu z plecakiem ok. 7-8 kilogramowym, w którym muszą mieć wszystkie potrzebne rzeczy. Nie mogą korzystać z podwózek. Idą przez cały dzień, a śpią, tam gdzie poczują się zmęczeni. Czasami na skrzyżowaniu autostrad, albo na cmentarzu we Francji rozkładając tam namiot. Doskonały był dla nich dominikański klasztor, gdzie przyjęli ich do pokoju arcybiskupa Salzburga. Mogli spać na wysokości 2500 metrów w Alpach w Szwajcarii z rewelacyjnym widokiem. Kiedy mija czas wracają do domu samolotem, a w następnym roku ruszają z tego samego miejsca. Na każdym etapie dostają pieczątki do specjalnego paszportu, gdzie widać, ile kto przeszedł kilometrów.
– To jest doskonały sposób na kondycję, dla zdrowia, bo mamy różnorodną dietę i idziemy ponad 30 kilometrów dziennie. Oczywiście nabawimy się tysięcy bąbli, odczuwamy bolące stawy, odparzenia, ale to jest nic w porównaniu z zadowoleniem pokonania następnych etapów drogi. Wciągnęły się w to oprócz mojej żony, Beaty również starsza córka Zuzanna i sama chciała pójść z nami 15-letnia Aniela – opowiada Janusz Radek dla Złotej Sceny.
Zdarzają się i tragiczne sytuacje
Muzyk wspominał, że spotkali wspaniałych ludzi z Bawarii, którzy przyjmowali ich w swoich domach. Natomiast na wsi w Szwajcarii nie widzieli ludzi. Zastanawiali się czy siedzą całymi dniami w domu, a może przyjeżdżają kiedy są turyści? W Tyrolu zastała ich potężna burza z łamiącymi się drzewami, trzaskającymi piorunami, a oni pływali w namiocie. Próbowali jakoś uciec. Innym razem Janusz Radek wpadł do rwącej rzeczy w Niemczech i walczył z silnym nurtem dwa kilometry. Udało się, bo skończyłoby się tragicznie.
Rodzina mieszka w domu w Lednicy Górnej pod Wieliczką.
