Bruno Schulz – nieśmiały samotnik z prowincji, autor genialnych „Sklepów cynamonowych” – tylko raz w życiu się oświadczył. Józefina Szelińska była jego narzeczoną przez kilka lat, ale do ślubu nigdy nie doszło. Ich historia to opowieść o miłości i sztuce, o potrzebie bliskości i o samotności, która nie daje się zagłuszyć.
Kim był Bruno Schulz?
Schulz urodził się w 1892 roku w Drohobyczu i pozostał związany z tym miastem przez całe życie. Zdolny i wrażliwy, początkowo planował karierę rysownika. W jego grafikach często pojawiała się wizja kobiety dominującej i mężczyzny uległego – tematyka, która budziła kontrowersje. Dopiero debiut prozatorski w 1934 roku przyniósł mu prawdziwą sławę. „Sklepy cynamonowe” okazały się literackim objawieniem, a Schulz zyskał uznanie krytyki i czytelników.
Zachwyt Zofii Nałkowskiej
W rozwoju jego kariery ważną rolę odegrała Zofia Nałkowska. Starsza o osiem lat pisarka, zauroczona talentem Schulza, wspierała go, pomogła wydać debiutancki tom opowiadań i promowała jego twórczość. Ich relacja była pełna czułości i intelektualnej fascynacji – niektórzy podejrzewają nawet, że łączył ich krótki romans. Jednak Nałkowska szybko związała się z innym mężczyzną. Schulz pozostał tylko jej oddanym wielbicielem.
Dramatyczna historia miłosna Bruno Schulza
Prawdziwą, głęboką więź emocjonalną Schulz nawiązał z Józefiną Szelińską – nauczycielką i bibliotekarką z Drohobycza. Była młodsza od niego o 14 lat. Zaczęli się spotykać w 1933 roku, a dwa lata później myśleli już o ślubie. Schulz nazywał ją czule Juną – na cześć rzymskiej bogini. To właśnie jej zadedykował „Sanatorium pod Klepsydrą”.
Narzeczeni planowali wspólne życie w Warszawie, Schulz nawet zrezygnował z przynależności do gminy żydowskiej, by ułatwić formalności. Ale nie potrafił opuścić rodzinnego miasta. Józefina chciała stabilizacji i rodziny. On – wciąż bardziej żył wyobraźnią niż rzeczywistością. Zerwali zaręczyny w 1937 roku.
Po rozstaniu Schulz próbował wrócić do kontaktu z byłą narzeczoną – bezskutecznie. Aby wynagrodzić jej emocjonalną pustkę, powierzył jej tłumaczenie „Procesu” Kafki. Józefina wykonała przekład, ale ostatecznie został on wydany pod nazwiskiem Schulza. Później przyznała, że to była jedna z jej największych życiowych ran. Schulz zginął w 1942 roku, zastrzelony na ulicy przez niemieckiego oficera. Miał wtedy zaledwie 50 lat.
Obwiniała się za śmierć wielkiego artysty
Józefina Szelińska nigdy nie wyszła za mąż. Pracowała jako nauczycielka i bibliotekarka, a w czasie wojny uczyła na tajnych kompletach. Po wojnie przeniosła się do Gdańska. O związku z Schulzem milczała przez dekady. Dopiero w 1948 roku skontaktowała się z Jerzym Ficowskim, który zbierał materiały o pisarzu. Przekazała mu listy i rysunki, ale prosiła, by podpisywać ją tylko inicjałem. Nie potrafiła pogodzić się z losem Schulza. Uważała, że gdyby wróciła do Drohobycza, może udałoby się go uratować. Zmarła śmiercią samobójczą w 1991 roku, mając 86 lat. Swoją historię zostawiła w rękach biografów.
Ich związek przetrwał w listach, wspomnieniach i w prozie Schulza. W 2015 roku Agata Tuszyńska wydała książkę „Narzeczona Schulza. Apokryf”, opowiadającą o tej cichej, tragicznej miłości.
