Nie chciała nosić kolorowych sukienek, nie słuchała dorosłych, a z przedszkola ją wyrzucili. Za to na planie filmowym potrafiła siedzieć bez ruchu przez 12 godzin. „Już wtedy byłam aktorką” – mówi dziś z uśmiechem Małgorzata Potocka. Tak wyglądało niezwykłe dzieciństwo jednej z najbardziej charakterystycznych artystek swojego pokolenia.
Dziecko z planu filmowego
Nie każde dziecko odnajduje się w przedszkolu – niektóre potrzebują czegoś więcej. Tak było w jej przypadku. Zwyczajne zasady i normy nie miały dla niej większego znaczenia, a placówki edukacyjne raczej ją odrzucały niż wychowywały.
Nie można było mnie trzymać w przedszkolu, bo się tam źle zachowywałam – wspomina. Zamiast tego znalazła swoje miejsce na planie filmowym. – Na takim rusztowaniu mogłam siedzieć 12 godzin i w ogóle się nie nudziłam – opowiada dla Złotej Sceny.
To właśnie tam, wśród kamer i kabli, czuła się bezpieczna. Nie bez powodu jej tata mawiał z przekąsem: „Ciebie to wychowała pani z bufetu”.
To wspaniałe uczucie. Mam je do dziś – jak tylko jestem w teatrze czy w sali koncertowej, wraca do mnie wewnętrzny spokój.
Miała grać Basię, ale była zbyt zbuntowana
Dziecięca kariera aktorska zaczęła się wcześnie. Jedną z pierwszych produkcji, w których wystąpiła, była kultowa „Awantura o Basię”.
Miałam grać główną rolę, ale tak się nie stało, bo byłam niegrzeczna – mówi bez cienia żalu w rozmowie z Anną Jurksztowicz.
Problemem okazały się… sukienki.
Nie chciałam włożyć żadnej kolorowej sukienki. Uważałam, że to straszna wiocha, bezguście. Chciałam tylko czarne sukienki w kropki, albo szare – minimalistycznie. Bardzo dziwne u sześcioletniej dziewczynki – wyznała dla Złotej Sceny.
Ostatecznie zagrała jedynie koleżankę głównej bohaterki, ale – jak sama mówi – „była ze mnie niezła ponuraczka”.
Na zdjęciach z planu widać to jak na dłoni – zawzięta dziewczynka z buntem na twarzy.
„Już wtedy byłam aktorką”
Już jako mała dziewczynka wiedziała, że aktorstwo to nie jest tylko marzenie – to jej sposób bycia.
Beata Tyszkiewicz zapytała mnie kiedyś: kim będziesz? Odpowiedziałam: nie będę aktorką – już jestem” – powiedziała z rozbrajającą szczerością.
Zanim pojawiła się w prawdziwym filmie, grała w teatrze, obserwowała plan, chłonęła atmosferę twórczości. W końcu zadebiutowała w filmie „Wszystko na sprzedaż” Andrzeja Wajdy. I tak się zaczęło na dobre.
Jak mnie już raz wyciągnęli na prawdziwy plan filmowy, to powrotu nie było.
Choć finalnie została aktorką, jej dziecięce pasje obejmowały też stronę techniczną filmu. Marzyła o pracy operatora i już od 14. roku życia robiła zdjęcia. Pierwsze montaże robiła bez komputera – bezpośrednio na kamerze. I choć los skierował ją przed obiektyw, nie porzuciła miłości do obrazów.
To były czasy, gdy nie było telefonów. Miałam Zenita, potem Praktikę – bardzo dobry sprzęt jak na tamte lata. A w końcu mama kupiła mi kamerę Sony. To był szał!
Małgorzata Potocka nigdy nie pasowała do sztywnych ram – i właśnie takich ludzi ceni najbardziej. W rozmowie z Anną Jurksztowicz wyznała, że w życiu szuka osobowości nieoczywistych, niepokornych, idących własną drogą.
Wydaje mi się, że najciekawsi ludzie na świecie są niepoukładani. Nie słuchają nikogo. I mnie też pozwalano taka być. Tata to rozumiał, mama próbowała mnie jakoś ułożyć, ale nie umiała. To było pokolenie wojenne – nie mieli patentów na harmonię, nie mieli spokoju w sobie. Ale dali mi wolność. A ja najlepiej uczyłam się przez działanie – przez obecność wśród twórców, a nie wśród dzieci – opowiada Potocka.