Aktor popularność zyskał dzięki roli Bronka w serialu „Dom”, a potem lekarza w „Na dobre i na złe”. Jednak cały czas potrzebował zmian.
Krzysztof Pieczyński zawsze marzył, żeby zostać aktorem. Miał dużo szczęścia już na studiach.
– Nie zostałem przyjęty do warszawskiej szkoły z powodu braku miejsc. W tym samym roku pojechałem do Krakowa, gdzie zdawałem egzamin praktyczny i powiodło się. Na czwartym roku zagrałem rolę Bronka Talara w serialu „Dom”. W teatrze debiutowałem Kordianem. Do Teatru Powszechnego w Warszawie zostałem zaangażowany po pokazie dwuosobowej sztuki „Wyspa” – opowiadał Krzysztof Pieczyński na łamach „Filmu”
Dzięki Bogu zagrałem Bronka
Bronka pokochała cała Polska, a jego gra z Joanną Pacułą wzbudzała emocje. Zostanie jego dziewczyną , czy jednak nie? Jako aktor miał pewne obawy do swojej roli.
– Jeśli chodzi o „Dom” to dzięki Bogu zagrałem w nim Bronka, który ginie w jednym z odcinków. Gdyby mi powierzono rolę Andrzeja wymagałoby to grania przez pięć lat, co dla aktora byłoby mordercze.

Krzysztof Pieczyński wystąpił w innym, znanym serialu, który okazał się dla niego bardzo ważny.
– Bałem się roli w „Życiu Kamila Kuranta”, ale materiał był tak interesujący już w scenariuszu, że postanowiłem się z nim zmierzyć. Z relacji reżysera Grzegorza Warchoła dowiedziałem się jaki będzie sposób filmowania: Kamil pozostanie obserwatorem nie będąc w środku zdarzeń. Było to trudne, ale bardzo mi odpowiadało. Pięciominutową scenę mogłem skwitować jednym spojrzeniem. Z sześciu odcinków zagrałem w trzech, czyli niebezpieczeństwo opatrzenia było już mniejsze. Po emisji obu seriali czasami ktoś krzyknął na ulicy: Bronek, Kamil, ale zorientowałem się, że to nie Hans Kloss.

Przygotowując się do zagrania Kamila prowadził specyficzny tryb życia. Zamieszkał w pustym domu, na Grochowie, skazując się na samotność. Było mu to potrzebne, aby wydobyć pożądany efekt w pracy i na ekranie.
W 1984 roku Pieczyński przyznał się, że miał propozycję serialowe, ale odmówił.
– Wystarczy gnębienia widza moją twarzą, co tydzień, o tej samej porze. Aktorzy są rozliczani z efektów pracy, tym razem nie wiadomo, czy proponowany materiał jest tym, którego oczekujemy.
Nie sposób zagrać Baczyńskiego
Nim aktor wyemigrował do USA po raz pierwszy zagrał jeszcze w filmie „Dzień czwarty”.
– Zagrałem Baczyńskiego w filmie opowiadającym o jego ostatnich czterech dniach życia, które były pierwszymi dniami Powstania Warszawskiego. Po ukończeniu zdjęć i obejrzeniu materiału obudziłem się z przeświadczeniem, że nie sposób zagrać takiej osobowości. Aktor może wszystko, może zagrać nawet kwaśne mleko, ale nie ma sposobu na wielką osobowość na pograniczu geniuszu. Można tylko wyrazić swoją opinię na temat pewnych psychologicznych cech takiego człowieka.

Krzysztof przyznał, że wolał grać w filmie mimo tempa i bałaganu.
– Film zajmuje wiele godzin na dobę, cztery godziny snu to pożywka, aż nadto wystarczająca i zdarzają się wspaniałe momenty, dla których warto poświęcić miesiąca życia. Jeśli ekipa po zakończeniu ujęcia bije brawo, to znaczy że scena trafiona została w dziesiątkę.
Grał w Hollywood
Kiedy kariera Pieczyńskiego nabierała tempa, on postanowił rzucić wszystko i wyjechać do Stanów Zjednoczonych. Pojechał tam z żoną Barbarą, która studiowała medycynę. Rozstali się po miesiącu, a on został tam na 10 lat. Grał w tamtejszych teatrach i hollywoodzkich produkcjach, np. z Keanu Reevsem i Morganem Freemanem w filmie „Reakcja łańcuchowa”.

– O powrocie do Polski zadecydował mój pobyt w Los Angeles, gdzie dostałem mocno w kość. Zacząłem grać w filmach, więc wsadziłem nogę w przysłowiowe drzwi, ale doświadczyłem tam naprawdę kosmicznej samotności. To było miasto tak niezgodne z moją wewnętrzną strukturą, wrażliwością, energią, że czułem się tam bardzo źle i postanowiłem wrócić – opowiadał aktor na łamiach pap.pl
Do Polski wrócił w 1995 roku. Niestety nie mógł się odnaleźć w kraju.
– Nie miałem siły stawiać czoła codzienności tutaj. Zacząłem pić – wspominał w jednym z wywiadów.
„Na dobre i na złe” nie na zawsze
W 1999 roku Pieczyński otrzymał rolę Brunona Walickiego, jednego z głównych bohaterów serialu „Na dobre i na złe”. Wcielał się w niego do 2003 roku, kończąc swoją przygodę z produkcją na 167 odcinkach. Nie chciał już grać. Był zmęczony tą rolą. Potem skupił się na teatrze i reżyserii. Wystąpił też w kilku produkcjach: „Obywatel Jones”, „Pułapka” czy „Król”.
W 2016 roku z inicjatywy Pieczyńskiego powstało Stowarzyszenie Polska Laicka. Jego celem było wspieranie inicjatyw dążących do funkcjonowania świeckiego i demokratycznego państwa oraz rozwój otwartego, tolerancyjnego i nowoczesnego społeczeństwa bez wpływu kleru na życie obywateli.
I znowu Krzysztof Pieczyński zapragnął zmian. Od początku 2020 roku mieszka w Nowym Jorku.


Opracowano na podstawie Filmu