Ostatnią rolą Tadeusza Janczara był udział w serialu „Dom”, gdzie zagrał więźnia obozu koncentracyjnego. Był chory i musiał przerwać karierę.
Miał 13 lat, kiedy w 1939 roku pod Oszmianą Rosjanie rozstrzelali jego ojca, a jego siostra zmarła z wycieńczenia na gruźlicę. Potem działał w konspiracyjnym harcerstwie. Był również członkiem Grup Szturmowych Szarych Szeregów, żołnierzem AK, potem 1 Dywizji im. Kościuszki, z którą przebył szlak od Wisły do Berlina. Tam Tadeusz Janczar zadebiutował w 1944 roku w teatrze frontowym. Po wojnie w 1947 roku ukończył Szkołę Dramatyczną Janusza Strachockiego w Warszawie. Po otrzymaniu dyplomu aktorskiego wyjechał do Olsztyna i tam grał w teatrze. Rok później zdał egzamin eksternistyczny w PWST w Łodzi.
Rozpad małżeństwa
Gdy wrócił do Warszawy poznał swoją pierwszą żonę, Elżbietę Hańbisz, z którą miał syna Krzysztofa, który poszedł w ślady ojca. Wkrótce potem małżeństwo się rozpadło. Synek zamieszkał z matką u dziadków.
– Dorastałem bez ojca, ale miałem z nim dobry, choć niezbyt częsty kontakt. Zapamiętałem go z dzieciństwa jako pięknego, miłego, pachnącego pana. Był bardzo oddany sztuce aktorskiej i traktował swój zawód z wielką estymą. Należał do wspaniałego pokolenia aktorów, dla których trudno szukać następców we współczesnej kulturze – opowiadał w rozmowie Krzysztof Janczar z Polskim Radiem.
Tadeusz Janczar zaszczepił synowi miłość do teatru. Razem występowali w spektaklach. Syn Janczara już jako nastolatek otrzymał pierwszą rolę w „Wojnie domowej”. Co więcej, spotkał się z ojcem na planie kilku filmów.
Ulubiony aktor Andrzeja Wajdy
Rozpoznawalność zyskał dzięki roli w „Piątce z ulicy Barskiej” reżyserii Aleksandra Forda. Potem Tadeusz Janczar na ekranie stworzył genialne role m.in. we filmach Andrzeja Wajdy „Kanale”, „Pokoleniu”, „Krajobrazie po bitwie” czy w „Chłopach” i „Epitafium dla Barbary Radziwiłłówny”.
– Był zjawiskiem artystycznym wyprzedzającym epokę. Taki był ten wielki aktor: tajemniczy, niedostępny, poetycki, introwertyczny, zdystansowany wobec świata, oszczędny w gestach, pozbawiony patosu, a jednocześnie porywający i zachwycający – podkreślał ksiądz Andrzej Luter.
Tadeusz Janczar nie zachłysnął się blichtrem sławy. Zawsze był skromny i serdeczny. Nie lubił też chwalić się swoimi sukcesami. Służył pomocą swoim kolegom z branży i nie zazdrościł nikomu.
Miłość do deski grobowej
Kolejną miłością Tadeusza Janczara była Małgorzata Lorentowicz, znana z „Kogla-mogla”. Poznali się w Teatrze Klasycznym w 1956 roku. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Po dwóch latach postanowili wziąć ślub. Byli zgodnym małżeństwem i darzyli się dużym uczuciem. Sprawdziło się to w 1963 roku, kiedy zdiagnozowano u aktora chorobę afektywną dwubiegunową. Magdalena zajęła się mężem i otoczyła go troską.
– Tryskał energią i temperamentem. Odnosił sukcesy. Był w znakomitej formie. I oto nagle z dnia na dzień stracił energię. Opanował go lęk. Stracił radość życia i pogodę ducha, stał się zamyślony, smutny i zamknięty w sobie – pisał o nim Witold Sadowy.
Ostatnia rola więźnia w serialu „Dom”
Jego stan zdrowia się pogarszał. W pewnym momencie wykryto u niego nowotwór. To go załamało, a kręcił już serial „Dom”. Wcielił się we mroczną, tajemnicza postać Sergiusza Kazanowicza, byłego więźnia obozu koncentracyjnego. Stronił od ludzi, był niedostępny, nastrój miał przygnębiający, smutny. Może i tak się czuł w życiu prywatnym walcząc z rakiem i cyklofrenią. Wycofał się z aktorstwa i pracował tylko w radio.
Siedział w domu i cierpiał. Nie chciał tak żyć, pragnął pracować. W pewnym momencie w 1996 roku Jan Łomnicki poprosił artystę, aby wrócił na plan „Domu”. Chciał dograć kilka scen, w tym tą, w której popełnia samobójstwo. Na początku odmówił, bo przecież sam to robił aż cztery razy. Później Tadeusz Janczar zmienił zdanie. Może zdawał sobie sprawę, że to będzie ostatnia jego gra na planie.
– Gdy reżyser tłumaczył Tadeuszowi, jakie czynności ma wykonać przed kamerą, ten stał tylko ze spuszczonymi oczami i nic nie odpowiadał. Dopiero gdy padła komenda: kamera, akcja, nagle się ożywił i zagrał dokładnie tak, jak chciał reżyser. Nawet u najbardziej chorego aktora jest gotowość, dzięki której, gdy staje przed kamerą albo na scenie, potrafi na krótki moment zmobilizować wszystkie swoje siły i wystąpić. Tadeusz, choć te ostatnie dwa dni na planie kosztowały go tyle nerwów, był zadowolony, że dał się na nie namówić – wyznała jego żona Małgorzata w jednym z wywiadów.
Jeszcze przed jego śmiercią w październiku 1997 roku Tadeusz i Małgorzata wzięli ślub kościelny. Janczar zmarł 31 października 1997 roku. Został pochowany na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie.