Ostatnia droga Marcina Bronikowskiego. Wzruszające słowa jego żony na pogrzebie

Anna Markiewicz
4 min przeczytany

Jego śmierć wstrząsnął środowiskiem artystycznym, bo Marcin Bronikowski nie był znany tylko w świecie operowym. Odszedł w wieku 55 lat zostawiając żonę i dwóch synów.

Pogrzeb odbył się 13 marca 2024 roku. Msza święta miała miejsce w kościele Środowisk Twórczych w Warszawie. Tłum gości z najbliższymi zmarłego uczestniczyli w ceremonii. Ksiądz przeczytał wzruszający list, w którym żegnała go żona. Mairit jest z Estonii i nie mówi po polsku. Na początku opowiada jak się poznali w Tallinie, gdzie ona grała, a on śpiewał. Szybko „wpadli sobie w oko” i Macin zaprosił ją do swojego domu w Hiszpanii.

– Zgodziłam się, ale w samolocie ogarnęło mnie zwątpienie, czy aby na pewno przyjdziesz na lotnisko. Byłeś, nigdy Cię nie zapomnę, przystojnego, uśmiechniętego, czekającego na mnie w białych shortach, trampach i w koszuli w twoim ulubionym fuksjowym kolorze . Przytuliłeś mnie wtedy i pocałowałeś. Byłeś zawsze uśmiechnięty i pozytywnie nastawiony do świata, nawet w trudnych życiowych momentach. Nauczyłeś mnie, że szklanka jest zawsze do połowy pełna, nie pusta. Pokochałem Twój rytuał codziennego gotowania kolacji, celebrowania posiłków. Razem zwiedziliśmy wiele krajów. Dzięki Tobie otworzyłam się na świat i emocje, których wcześniej nie zdałam. Stałam się szczęśliwsza, pełna energii – wyznała jego żona.

Mairit z synkiem/ONS

Mairit nie zapomniała wymienić jego pierwszego syna Makarego, z którym nie mógł się spotykać tak często, jak chciał. Mówiła o jego rodzicach, których też pokochała.

– Dzięki Tobie, mój kochany. Zawsze byłeś dla mnie wsparciem, opoką. Dziękuję Ci za to, że byłeś ze mną. Miron bardzo Cię kochał. W momencie Twojej śmierci powiedział: ” kto teraz będzie ze mną mówił po polsku.” Już nie pobiegnie do taty ze słowami „Tata, kocham Cię”, kiedy przyjeżdżał po nas na lotnisko. To łamie moje serce. Mam nadzieję, że będę umiała przekazać naszemu synowi wszystko, czego go uczyłeś. Boże proszę, pomóż mi w tym i prowadź nas, tam z góry -czytał dalej ksiądz.

Śmiertelnie chory

Potem wszyscy dowiedzieli się, że Marcin Bronikowski był chory.

– Ponad rok temu zachorowałeś na nowotwór. Tylko my, najbliżsi, wiedzieliśmy, bo nie chciałeś, aby ktokolwiek się nad tobą użalał. Latem zeszłego roku, po operacji, twoim marzeniem było ujrzeć mnie tuż po przebudzeniu się. To był długi czas oczekiwania na informację, że się wybudziłeś. Nie mogłam wytrzymać i poszłam do szpitala. Z moim brakiem języka polskiego, cudem, znalazłam właściwą drogę na oddział. Kiedy przywieziono Cię do pokoju, wzięłam Ci za rękę, a Ty, budząc się, zapytałeś czy to sen? Byłam z Tobą do ostatniego Twojego oddechu w Tiranie. Odszedłeś wiedząc, że jesteśmy blisko przy Tobie. Na zawsze. I na zawsze pozostaniesz w naszych sercach – wyjaśniła na końcu jego żona.

Potem urna spoczęła w grobie rodzinnym na Cmentarzu Powązki Wojskowe. Marcin Bronikowski umarł 29 lutego podczas wakacji w Albanii.

Pogrzeb/ONS

Światowa kariera

Marcin Bronikowski był śpiewakiem operowym, barytonem. Ukończył wydział Wokalno-Aktorski Konserwatorium Muzycznego w Sofii. Laureat wielu międzynarodowych konkursów wokalnych. Od ponad 30 lat występował na najważniejszych scen operowych i estradach koncertowych na pięciu kontynentach, w tym La Scala, Covent Garden. Jego popisowymi rolami były m.in. partie z „Carmen” i „Madame Butterfly”.

Pogrzeb /fot. Złota scena
Hanna Bakuła/ONS
Artur Ruciński/ons
Patrycja Piekutowska/Ons
Stanisław Jaskułka/ons
Grób Marcina Bronikowskiego/ mat. prywatne
Marcin Bronikowski/ Facebook
Udostępnij ten artykuł
Uwielbiam stare kino, ale i nowsze produkcje. Jestem na bieżąco z filmami. Wybieram te historyczne, wojenne, sensacyjne. Matka dwóch synów i trzech kotów. Odpoczywam przy gotowaniu i krótkich wypadach z dziećmi.
Napisz komenatrz