O jego śmierci poinformowała żona Mairit na swoich social-mediach. Śpiewak umarł na wakacjach w Albanii. Cały świat operowy jest wstrząśnięty tą informacją.
Marcin Bronikowski był śpiewakiem operowym, barytonem. Absolwent wydziału Wokalno-Aktorskiego Konserwatorium Muzycznego w Sofii. Laureat wielu międzynarodowych konkursów wokalnych. Od ponad 30 lat występował na najważniejszych scen operowych i estradach koncertowych na pięciu kontynentach.
Ojciec traktował go jak przyjaciela
W wywiadzie dla gazety „Dziecko” udzielił szczerego wywiadu. To było prawie 8 lat temu.
– To był ciepły dom, bo miałem wspaniały kontakt z rodzicami. Jestem jedynakiem i zawsze ojciec traktował mnie jak przyjaciela i taką reakcję chce stworzyć moimi synami. Pamiętam, jak już byłem starszy siedzieliśmy z rodzicami przy kieliszku wina i rozmawialiśmy o różnych problemach lub po prostu ciekawych rzeczach – opowiadał śpiewak.
Rodzice nie chcieli, żeby zajmował się muzyką. Powtarzali synowi, że to ciężka praca. Jego ojciec Adam Bronikowski był telewizyjnym dziennikarze ekonomicznym.
Chciał tylko grać na pianinie
– Moja mama chodziła do szkoły muzycznej i miała absolutny słuch, ale potem z różnych powodów zrezygnowała z dalszej edukacji muzycznej. Gdy miałem sześć lat wpadłem na pomysł, że będę grał na pianinie. Pomyślałem, że jak pójdę do szkoły muzycznej to będę się uczył tylko gry na pianinie. Nie lubiłam matematyki. Poszedłem więc na próbę do dwóch szkół zwykłej podstawowej i popołudniowej muzycznej. To było dość męczące dla mojego dziecka, ale mnie się to podobało. Po 3-4 latach rodzice znów się zapytali, czy chciałbym to rzucić i stwierdziłem, że absolutnie nie. Zacząłem więc chodzić do słynnego liceum muzycznego imieniem Karola Szymanowskiego na Żoliborzu. Tam grałem na trąbce i pianinie i tam też zdałem maturę. Jeszcze w liceum przypadkowo ktoś odkrył, że mam głos i zostałem skontaktowany z wybitną ówczesną śpiewaczką Jadwigą Dzikówną z Teatru Wielkiego. Przesłuchała mnie i powiedziała, że mam ciekawy materiał głosowy. Zaprosiła mnie do swojej klasy. U niej stawiałem pierwsze operowe kroki.
Studia w Bułgarii
Dzięki niej zaczął robić duże postępy i stwierdził, że to jest właśnie to, czym chce się w przyszłości zająć. Pojechał na studia do Bułgarii do Konserwatorium w Sofii. Dostał stypendium Ministerstwa Kultury.
– Trafiłem tam na wspaniałego pedagoga, który stworzył mnie jako śpiewaka i artystę. Od razu po studiach zacząłem jeździć po świecie i niedawno zdałem sobie sprawę, że w zasadzie mało mieszkam w Polsce. Po sześciu latach w Bułgarii przez 24 lata jestem cały czas na walizkach, ale wciąż to lubię. Zwiedziłem prawie cały świat i zdobyłem wiele doświadczeń nie tylko zawodowych.
Marcin Bronikowski zdradził wtedy w rozmowie jak śpiewak musi dbać o o gardło i głos. Chociaż przyznał, że uwielbiał dobre wino.
– Trzeba prowadzić w miarę oszczędny tryb życia, dbać o siebie, dobrze się wysypiać, pić dużo wody. Ciągle doskonalić, aby podtrzymywać cały czas dobrą formę, również też fizyczną – opowiadał śpiewak operowy.
Największym sukcesem był dla jego debiut w londyńskim Covent Garden i występ na deskach mediolańskiej La Scali. Potem dodał, że każdy koncert czy spektakl uważał za swój osobisty sukces.
Pierwszy syn Makary
W życiu prywatnym nie zawsze się mu układało. Z swoją partnerką rozstał się, ale był doskonałym ojcem dla swojego syna Makarego. Kiedy był „jego weekend” jechał po dziecko na Mazury i zabierał do Warszawy. Wtedy to był ich czas, ale i dziadków, którzy też tęsknili za wnukiem.
– Późno zostałem ojcem i nie było to zaplanowane. W natłoku zadań i podróży zawodowych umykało mi, co ważniejsze i przez to dwa wcześniejsze, poważne związki się rozpadły. Byłem zajęty pracą i nie myślałem o dziecku, a partnerki bardzo bardzo nalegały. Gdy pojawił się w moim świecie syn, wtedy znalazłem w swoim charakterze jakiś instynkt tacierzyński. Nie miałem pojęcia, że istnieje.
Miłość znalazł w Estonii
11 lat temu poznał Mairit w Estonii.
– Byłem zaproszony na festiwal Birgitta, którego scenografią był XII wieczny klasztor w Tallinie. Śpiewałem Walentego w „Fauście”, a Mairit grała w orkiestrze na altówce. Spojrzeliśmy się na siebie: ja z góry, ona z dołu i coś zaiskrzyło. Umówiliśmy się na kawę i tak się zaczęła ta piękna miłość- opowiadał Marcin Bronikowski.
Trzy lata później na świat przyszedł jego drugi syn, Miron i Marcin wziął ślub z jego mamą. Wszystko wskazywało, że przed nim pasmo sukcesów zawodowych i prywatnych. W styczniu tego roku zwiedzał Wiedeń ze swoim 8-letnim dzieckiem.