Choć od śmierci Violetty Villas minęło już ponad 10 lat, lecz pamięć o niej jest wciąż żywa. Sześć lat temu Sąd Okręgowy w Świdnicy przyznał cały spadek po artystce jej jedynemu synowi, Krzysztofowi Gospodarkowi. Wraz z dziedzictwem otrzymał on także dom rodzinny Villas w Lewinie Kłodzkim. To zastał na miejscu willi gwiazdy.
Krzysztof Gospodarek o dramatycznym stanie willi
Dom przy ul. Obrońców Warszawy 31 był niegdyś chlubą Villas – otoczony aurą tajemnicy i artystycznego ducha. Dziś jednak to tylko cień dawnej świetności. Zagrzybione ściany, wybite szyby, smród wilgoci i pustka. Jak przyznał syn piosenkarki w rozmowie z „Gazetą Wrocławską”, z willi wyniesiono niemal wszystko, co miało jakąkolwiek wartość.
Wszystko, co można było wynieść i sprzedać zostało zabrane. Dowiedziałem się, że jeszcze trzy dni wcześniej wyniesiono z domu żeliwną wannę, żeby ją sprzedać jako złom. Niektóre pomieszczenia przypominają śmietnik! – mówił z rozgoryczeniem.

Marzenia o muzeum legły w gruzach
Tuż po przejęciu majątku Gospodarek miał plan: chciał odrestaurować dom matki i stworzyć w nim muzeum poświęcone jej życiu i twórczości. Niestety – koszty remontu przekroczyły jego możliwości finansowe. W poszukiwaniu pomocy zwrócił się do władz Lewina Kłodzkiego z propozycją przekazania willi. W zamian oczekiwał tylko jednego: że dom zostanie odnowiony i otwarty dla fanów jego matki.
Miasto propozycji nie przyjęło. Zamiast tego w Centrum Społeczno-Kulturalno-Edukacyjnym powstała niewielka Izba Pamięci Violetty Villas. Jak twierdzi Gospodarek, nie został nawet zaproszony na jej otwarcie.
Ta izba pamięci nie ma wiele do zaoferowania. Ja chciałem umieścić w muzeum Violetty Villas wiele cennych eksponatów – listy, które mama pisała do mnie, jej pamiętnik, rzeczy osobiste, świadectwa ze szkoły, a nawet słynne białe futro – mówił w „Życiu na gorąco”.
Dom Villas coraz bliżej całkowitej ruiny
Dziś willa gwiazdy stoi opuszczona. Nikt jej nie pilnuje, nikt nie remontuje. Każdy kolejny miesiąc to pogłębiające się zniszczenia i większe trudności w uratowaniu budynku. Choć Krzysztof Gospodarek nie traci nadziei, na razie nie ma ani inwestorów, ani planów ze strony miasta, by o posiadłość zadbać.



