Dziennikarka, prowadząca „Kwiatki polskie” , filozofka wspomina ojca, dziadka i jak oni ukształtowali jej życie i poglądy.
Katarzyna Kasia popularność zdobyła, kiedy występowała w programie „Szkło kontaktowe”. Odeszła rok temu do TVP Info, gdzie dostała razem z Grzegorzem Markowskim swój format „Kwiatki polskie”. Poza tym wykłada na ASP i w Akademii Teatralnej. Dziennikarka wspomina swoje dzieciństwo w wywiadzie dla Vivy.

Bawili się po cichu
– Tata pracował na Uniwersytecie Warszawskim, a mama w Szkole Głównej Handlowej, dom był pełen książek. Pamiętam, że było bardzo cicho, bo tata studiował grube tomy, a my z młodszym bratem opanowaliśmy sztukę bawienia się, nawet kłócenia po cichu, żeby mu nie przeszkadzać. Nie do końca rozumieliśmy, co robią rodzice. Brat mówił przedszkolu, że tata jest taksówkarze, a mama krawcową. Rodzice mieli bardzo długie wakacje i zabierali nas nad morze albo nad jezioro. Wpakowaliśmy się w czwórkę do małego fiata, pies i kot z nami, plus bagaże – mówi dziennikarka telewizyjna.
Katarzyna Kasia opowiada, jak samochód psuł im się po drodze, a ona to dokumentowała zdjęciami z różnych warsztatów.
– To były najwspanialsze wakacje na świecie. Zawsze nad wodą a ja bardzo lubię pływać. Nocowaliśmy w ośrodkach wczasów pracowniczych. Domki były totalnie paździerzowe, ale nikomu to nie przeszkadzało. Z dziadkiem chodziliśmy po lesie, uczył nas rozróżniać drzewa. Mówił, że lasu nie należy się bać, tylko trzeba go zrozumieć, i nie należy czuć się w nim jak władca, tylko jak osoba, która musi się dostosować do praw do panujących. Zawsze zbieraliśmy śmieci, dziś też tak robię – wyznaje Katarzyna Kasia dla „Vivy”.
Najlepsze chwile z dziadkiem
– Dziadek zabierał nas w różne magiczne miejsca. Zaczajaliśmy się na ambonach i w ciszy obserwowaliśmy, jak zwierzątka do nas przyjdą. Oglądaliśmy mrowiska, kiedyś dziadek nam pokazał, że jak położy się na mrowisku kawałek materiału, to po chwili można powąchać, jak pachnie kwas mrówkowy, bo mrówki atakują kwasem, którym neutralizują zagrożenia – mówi dziennikarka.
Andrzej Kasia czytał swoim dzieciom „Trylogię”, „Pana Tadeusza.”, ale i baśnie Andersena, bajki braci Grimm.
– Tata pięknie czytał z podziałem na rolę, umiał naśladować bardzo dużo różnych głosów. Miałam chyba osiem lat, kiedy poznałam „Trylogię” Sienkiewicza i bardzo ją przeżywałam. Uwielbiałam „Krzyżaków”. Oboje z bratem mocno w tych historiach byliśmy. Bawiliśmy (…) się w Juranda i Krzyżaka – wspomina Katarzyna Kasia.
Pierwsze kroki na scenie
– Byliśmy mali, kiedy przeprowadziliśmy się ze Śródmieścia Warszawy na Targówek. W naszym bloku było sporo dzieci i mama wymyśliła dziecięcy teatr. Pisała do nas wierszowane sztuki, rano dawała nam tekst, a wieczorem już mieliśmy premierę. I z czasem inne ciocie się angażowały. Ktoś był szył kostiumy, kiedyś tata grał na gitarze. Spektakle miały coraz lepszą scenografię. Zaczęliśmy jeździć z występami po Polsce. Uczyłam się pewności siebie, bo jak by człowiek się nie bał, trzeba było wyjść na scenę. Do dzisiaj mam głowę pełną różnych wierszyku – opowiada dziennikarka dla Vivy.
