Aktor to legenda polskiego kina, telewizji i teatru. W tym roku kończy 82 lata i na emeryturę się nie wybiera. Tańczy i śpiewa na scenie w nowym przedstawieniu muzycznym.
Marian Opania ma za sobą premierę koncertu, gdzie śpiewa z innymi aktorami piosenki Jana Wołka do muzyki Jerzego Satanowskiego. Wieczór słowno-muzyczny pt. „Para nasycona” to wyjątkowy projekt aktora. Stworzył go i wyreżyserował oraz wystąpił w głównej roli. Zaproszenie do gościnnego udziału w wieczorze przyjęli: Julia Konarska, Iwona Loranc, Jan Wieteska i Bartłomiej Nowosielski.
– Trzy dni wybierałem piosenkę Jana Wołka do tego koncertu i analizowałem, myślałem, co dodać. Bardziej to się działo, gdy zapadał zmierzch, bo jestem nocnym markiem. Wiedziałem, że muszę wybrać odpowiedni repertuar w dobrym guście, a potem doszła do tego piękna muzyka Jerzego Satanowskiego. Zaprosiłem innych aktorów do tego koncertu. Wszyscy są bardzo zdolni. Bartłomieja Nowosielskiego znałem już z poprzedniej współpracy w Teatrze Buffo, gdzie śpiewał ze mną piosenki Cohena 10 lat temu. Teraz mieliśmy repertuar zdecydowanie zabawniejszy. „Para nasycona” to bohaterowie, którzy wiele przeszli, ale nadal się kochają – opowiada aktor dla Złotej Sceny.

Ma wybuchowy charakter
Aktor przyznaje, że ma wybuchowy charakter w pracy i w domu. Wtedy ciśnienie skacze mu do 200.
– Pokłócę się na 5 minut, a potem przepraszam i kończy się wszystko dobrze. Pamiętliwość takich rzeczy jest niepotrzebna. Niestety mówiąc z przymróżeniem oka jestem kłopotliwy dla mojego Teatru Ateneum, bo co chwilę przynoszę im nowe pomysły i propozycje. Na szczęście ten udało się zrealizować i można nas zobaczyć na scenie – wyznaje aktor.
Maria Opania w tym roku skończy 82 lata, a jest aktywny zawodowo od 1967 roku. Gra w swoim teatrze, ale ma za sobą film „Dalej jazda”, który osiągnął sukces kinowy. Aktor zapowiada, że będzie druga część. Swoją witalność upatruje w tym jakim był dzieckiem: bardzo pracowitym już od dzieciństwa.
Wychował się bez ojca
– Wychowałem się bez ojca, bo zginął w Powstaniu Warszawskiem od niemieckiej kuli. Był dowódcą dwóch kompanii i odbyły się dwie ekshumacje, bo nie mogli znaleźć jego ciała. Ma symboliczny grób na Powązkach. Od małego siedziałem na stołeczku z gazetą i pytałem mamy: „A jak to litera?” i tak sam nauczyłem się pisać i czytać. Matka była bardzo oczytana i podsuwała mi lektury. Chodzi o to, że od dziecka byłem aktywny i jestem do dziś – mówi artysta dla Złotej Sceny.
Marian Opania przyznaje, że miał problemy z kręgosłupem, przepukliną, choruje na cukrzycę, ale jest coś takiego jak adrenalina, która przywraca go do życia. Wychodzi na scenę i już go nic nie boli, nie strzyka w kościach. Gra przed widownia i dzięki temu egzystuje i patrzy w przyszłość.
Kariera aktora
W 1964 skończył Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Warszawie. Jeszcze w trakcie studiów wystąpił w filmie Andrzeja Wajdy pt. „Miłość dwudziestolatków”. Potem zagrał w „Lalce” Wojciecha Hasa. Był „Człowiek z żelaza”, ale i „Matka Królów”, „Piłkarski poker”, „Rozmowy kontrolowane” i seriale „Zmiennicy” i „Na dobre i na złe”.

