Wokalistka jest po rozwodzie i opowiada jak czuje się teraz. W książce „Wojowniczki. Jak czule zawalczyć o siebie” wyznała, jak zmieniła imię i wzięła ślub sama ze sobą.
Kiedy miała siedem lat jej rodzice ulegli wypadkowi samochodowemu. Jej mama wokalistka Ada Rusowicz zginęła, a ojciec muzyk Wojciech Korda przeżył. Jednak oddał córkę do wujostwa do Dzierzgonia koło Elbląga.
To miała być miłość na całe życie
W 2005 roku poznała perkusistę Huberta Gasiulę i w 2012 roku wzięła z nim ślub. Pięć lat później na świecie pojawił się ich syn Tytus. Wszystko wskazywało, że są szczęśliwą parą, stworzoną dla siebie. Anna Rusowicz marzyła o wielkiej rodzinie i tutaj sądziła, że jest spełniona. Zawodowo była w formie: nagrywała, koncertowała.
– Po szesnastu latach wspólnego życia i muzykowania. Poszłam do sądu…Czasami nadal wydaje mi się, że to zły sen. Przecież po wielu latach przepracowałam już żałobę z dzieciństwa – wyznała w książce.

Pierwszy kryzys, kiedy urodził się synek
– Pierwszy małżeński kryzys pojawił się, kiedy zostaliśmy rodzicami, w 2017 roku. Na to też byłam przygotowana: zarwane noce — proszę bardzo. Niewyspanie, kolki, ząbkowanie — proszę bardzo. Wiem, że tak musi być. Ale druga strona nie była na to przygotowana, jak się okazało…Synek podrósł, nie był już tak bardzo absorbujący, można było przespać nawet noc…- opowiada Anna Rusowicz w książce „Wojowniczki. Jak czule zawalczyć o siebie”?
Wtedy nadszedł kolejny kryzys. Wybuchła pandemia COVID -19 i świat zatrzymał się, a z nim również ten artystyczny. Anna Rusowicz miała odwołane koncerty, pojawił się brak stabilizacji finansowej. Wtedy dotknął ich drugi kryzys w związku.
– Starałam się jeszcze bardziej, próbowałam rozmawiać, wyjaśniać. Przeżyliśmy wiele niezwykłych lat, mieliśmy dziecko, dom. Uważałam, że mimo wszystko nasza relacja stoi na silnych fundamentach, wszystko da się naprawić, załatać. Czułam, że muszę przetrwać ten bardzo trudny czas. Potem okazało się, że wcale mi się nie wydawało, że jestem oszukiwana. Moje zmysły nie kłamały… Ciało dawało ważne znaki. Schudłam drastycznie, nie mogłam jeść ani spać, powieki mi drgały z nerwów. Z dnia na dzień było coraz gorzej. Aż przyszedł moment, w którym pomyślałam:„OK, naprawdę znalazłam się już pod ścianą. Więcej nic nie zrobię. Muszę odejść” – opowiadała autorce książki Magdalenie Kuszewskiej.

Wzięła ślub sama ze sobą
Nie miała czasu na bezradność. Musiała być silna dla syna i stanęła na nogach. Najważniejsze, że pokochała siebie i wzięła ślub sama ze sobą.
Zamówiłam u krawcowej piękną, białą, długą suknię ślubną. I jeszcze osobisty sygnet z moimi inicjałami — AR — zamiast obrączki. Ślub i wesele odbyły się na folwarku u moich przyjaciół. Ceremonia zaślubin wyglądała tak, że stanęliśmy wszyscy w kręgu, trzymając się za ręce. Wypowiedziałam ze wzruszeniem przysięgę, którą sama napisałam. „Biorę was, kochani, za moich świadków… Biorę także księżyc i gwiazdy, bo to ważni świadkowie mego życia. Przyrzekam wam, że będę się kochała do końca”. Obiecałam wierność swoim ideałom, wartościom i zapowiedziałam, że nie pozwolę się więcej krzywdzić – wyjawiła w książce.
Kariera piosenkarki
Wokalistka symbolicznie zmieniała też imię z Ani na Annę, które według niej brzmi godniej. Czuje się inną osobą, taką po przejściach traumatycznych, ale mocniejszą już psychicznie. To czterokrotna laureatka Fryderyka, która z wykształcenia jest psychologiem. Na początku swojej kariery stworzyła duet Dezire, wykonujący muzykę z pogranicza soulu i R&B. Wspólnie z Mają Studzińską występowały przez 10 lat, do 2007 roku. Potem założyła zespół IKA, z którym walczyła o wyjazd na Eurowizję w 2011 roku. Jej największe przeboje to: „Nie bądź na mnie taki zły”, „Mój pierwszy walc”, „Duży błąd”, „Hej, dziewczyno, hej”, „Nie lubię kłamać”, „Opuszczony dom”. Wokalista wiele koncertuje i wystąpiła ostatnio w programie „Twoja twarz brzmi znajomo”. W tym roku skończy 42 lata.
Więcej o Annie Rusowicz i innych bohaterkach w książce Magdaleny Kuszewskiej.
