Anna Dymna o „Znachorze” i oznakach popularności. Opowiedziała, jak ludzie reagują na jej widok.
Powieść „Znachor” Tadeusza Dołęgi-Mostowicza została zekranizowana trzykrotnie. Najpopularniejsza wersja to ta z 1981 roku w reżyserii Jerzego Hoffmana. Jedną z ról zagrała Anna Dymna. Aktorka wcieliła się w postać Marii Jolanty Wilczur, córki profesora Wilczura, który jest głównym bohaterem dzieła.
Anna Dymna o „Znachorze” i popularności
Dymna gościła w ostatnim odcinku wideo-podcastu Anny Jurksztowicz „Legendy Show-biznesu”. W wywiadzie wspomniała o swoich najważniejszych rolach, do których zalicza właśnie tę w „Znachorze”. Produkcja od lat jest nieustanną pozycją w ofertach telewizyjnych. Najczęściej powtarzana jest w okresie Wielkanocy.
Co ciekawe „Znachor” po premierowej emisji nie zabrał najlepszych recenzji. Określano go jako film banalny i nie wróżono mu większego sukcesu:
Te ważne role niekoniecznie ludzie pamiętają. Jak robiłam „Znachora”, to jednocześnie robiłam „Dolinę Issy”. O „Znachorze” pamiętam jak Kołodyński napisał, że „to jest gówienko lukrowane, film dla kucharek”. Do tej pory ludzie to oglądają i mam takiego pracownika w fundacji, który liczy, ile razy był „Znachor”. Czasami po kilka razy w tygodniu leci na różnych kanałach – powiedziała Dymna dla Złotej Sceny.
O tym, że „Znachor” leciał w telewizji Dymna dowiaduje się dzięki reakcjom ludzi na ulicy. Najczęściej ludzie nie kryją zaskoczenia na widok gwiazdy oraz tego, że nadal żyje i ma się świetnie:
Jak na przykład idę ulicą, to słyszę: „A to pani jeszcze żyje?”, albo… Nie powiem, co słyszę, bo to są niecenzuralne słowa, ale tak: „to pani jeszcze żyje?”. To znaczy, że „Znachor” leciał, albo „Janosik”, albo „I nie ma mocnych”.
Dochodziło też do innych zabawnych sytuacji, o których Dymna opowiedziała prowadzącej podcast Annie Jurksztowicz:
Kiedyś mnie jakiś facet uszczypnął. Ja mówię: „Panie, sam się szczyp”.
Bywa też, że odbiorcy niekoniecznie wierzą, że Anna to Anna:
Najśmieszniejsze to było, jak facet wziął mnie tak szarpnął i mówi: „O, pani Dymna”. Ja się tak spieszyłam i mówię: „Ale o co panu chodzi? Tak”. I tak się popatrzył: „No, chciałaby pani”. I poszedł.
Cała rozmowa z Anną Dymną do wysłuchania poniżej.