Aktor jest na rynku filmowym i serialowym ponad 50 lat. Swoje życie mógłby podzielić na czas przed produkcją „Och Karol” i po, kiedy cierpiał biedę. Teraz ma szczęśliwą posadę w „Klanie”.
Jan Piechociński zadebiutował 50 lat temu.
– Walerian Borowczyk szukał młodego człowieka o sympatycznej powierzchowności do roli w „Dziejach grzechu” i spotkał mnie w łódzkiej szkole filmowej. Byłem wtedy na drugim roku i na planie czułem się bardzo przestraszony i zaciekawiony, niż świadomy tego co robiłem. Była to jednak wspaniała przygoda – opowiadał w rozmowie z „Filmem” tuż przed premierą „Och Karol”.

Cztery raz próbował do szkoły filmowej
Nim postanowił zostać aktorem jego droga do tego celu była długa i wyboista.
– Skończyłem Technikum Łączności i wybierałem się na studia cybernetyczne lub elektroniczne, choć ostatecznie znalazłem się na fizyce Uniwersytetu Warszawskiego. Studiowałem ją przez rok, by następnie odbyć samodzielne studia polonistyczne polegające na 12-godzinnym przebywaniu w czytelni przy ulicy Koszykowej w Warszawy i uzupełnianiu humanistycznych braków. Do PWST w stolicy zdawałem trzy razy, bo egzaminy utrudniała chorobliwa nieśmiałość w wyniku której spalałem się przed komisją. Kiedy wreszcie zostałem przyjęty odkryto, że mam wadliwą artykulację głosek zwarto-szczelinową i po roku skreślono mnie z listy studentów. Uparłem się jednak i usunąłem wadę. Po raz czwarty zdawałem na studia aktorskie tym razem do Łodzi, gdzie przyjęto mnie na drugi rok, a dyplom zrobiłem w 1976 roku – opowiadał Jan Piechociński dla „Filmu”.
Zawiódł się na teatrze i odszedł
Przyznał, że w czasie studiów zagrał w dziesięciu filmach, a po skończeniu edukacji zatrudnił się w Teatrze Ateneum i potem w Polskim w Warszawie. Niestety po kilku latach przyszło rozczarowanie.
– Zawód aktora wybrałem z uwagi na zainteresowanie teatrem, ale okazało się, że była to miłość nieodwzajemniona. Przez osiem lat udało mi się zagrać zaledwie dwie duże rolę tytułowego „Pana Tadeusza i Madana w “Sto rąk, sto sztyletòw”. Poza tym na scenie Teatru Polskiego w Warszawie grałem bardzo małe rolę, nic nie znaczące i nic nie wnoszące do mojego warsztatu. A zaczęło się dobrze – po dyplomie zostałem zaangażowany do wymarzonego teatru, jakim było dla mnie Ateneum w Warszawie i spędziłem w nim trzy sezony. To mały teatr, ale z wielkimi nazwiskami, mogłem podpatrywać znakomitych aktorów. Wprowadzili mnie w zawód i z wieloma się zaprzyjaźniłem. To nie ja zrezygnowałem z teatru to ze mną rozwiązano umowę o pracę już później – wyjawił aktor w tym samym wywiadzie sprzed 40 lat.
Po „Och Karol” zgłosił się na bezrobocie
W filmie przyjęli go bardzo ochoczo i grał wiele. W 1984 roku Reżyser Roman Załuski dostrzegł aktora w jednym z jego wcześniejszych występów i uznał, że świetnie sprawdzi się jako komediowy kochanek. Jan Piechociński miał zagrać w odważnym, erotycznym kinie. Wtedy na świat przyszła jego córka Ewa Maria i związany był ze scenografką Ewą, z którą jest do dziś. To się nazywa mieć kobietę na całe życie. Po filmie „Och Karol” miał sporo propozycji matrymonialnych, które traktował z rozbawieniem. Już nie do śmiechu było mu, kiedy po najbardziej popularnym filmie tamtych czasów przedstawiał dostawać role. Wszyscy bali się go zatrudnić. Klepał biedę, zgłosił się na bezrobocie. Na szczęście w 1997 roku dostał angaż w serialu „Klan”, w którym cały czas gra.
O czym był film „Och Karol”?
Architekt Karol jest kobieciarzem, który wolny czas dzieli pomiędzy żonę i trzy kochanki. Sielanka kończy się, gdy kobiety postanawiają zmienić jego życie w piekło. W filmie wystąpiły wspaniałe aktorki: Ewa Sałacka, Danuta Kowalska, Dorota Kamińska, Marta Klubowicz, Alina Janowska, Zofia Czerwińska, Jolanta Nowak.
