Zdzisława Sośnicka opowiedziała, dlaczego podjęła decyzję o zakończeniu kariery. Wspomniała, także Wodeckiego, którego nie ma już z nami 7 lat. Jak wyglądały ostatnie chwile artysty?
Zdzisława Sośnicka to niekwestionowana gwiazda polskiej estrady lat 60. i 70. To ona wylansowała hity takie jak „Dom, który mam”, „Aleja gwiazd” czy „Julia i ja”. Po latach intensywnej kariery muzycznej postanowiła jednak usunąć się w cień. Powróciła na krótko w 2015 roku z albumem „Tańcz, choćby płonął świat”, po czym znów zakończyła działalność artystyczną. Od tamtej pory nie koncertuje i unika mediów, dlatego jej niedawne pojawienie się w telewizyjnym programie „Rozmowy (nie)wygodne” wywołało duże poruszenie wśród fanów artystki.
Dlaczego Sośnicka odeszła z estrady?
W rozmowie z Mariuszem Szczygłem piosenkarka podsumowała swoją karierę i wyjaśniła, dlaczego świadomie zrezygnowała z życia koncertowego. Przyznała, że lata intensywnych wyjazdów i zmieniająca się rzeczywistość muzyczna lat 90. wpłynęły na jej decyzję o odejściu.
– Lata 90. i zmiana ustrojowa, na którą bardzo czekaliśmy i jej chcieliśmy, wprowadziła sytuację, w której bylejakość była wszechobecna, zwłaszcza w moim zawodzie. Nikt już nie chciał mnie z zespołem ani z orkiestrą symfoniczną, tylko „niech pani będzie sama”. (…) W momencie, kiedy stawiali przede mną mikrofon do przemówień, byłam zrozpaczona, ponieważ orkiestra była lepsza ode mnie, nie mogłam śpiewać, nie miałam przekazu! Czekałam na takiego organizatora, który zaprosi mnie z orkiestrą. To się już nie wydarzało, zostały tylko festiwale – mówiła.
Rozmawiała z Wodeckim przed jego odejściem
Szczególnie trudnym momentem była dla niej śmierć Zbigniewa Wodeckiego w 2017 roku. Sośnicka przyznała, że przyjaciel przestrzegał ją przed wyczerpaniem, jakie niesie życie w trasie koncertowej.
– Jego śmierć była bez sensu. Nie wyobrażałam sobie, że mogę skończyć tak, jak on. Ja na pewno bym tego nie zrobiła. Dzwonił do mnie o drugiej w nocy i mówił: „Dobrze, że nie śpiewasz, bo byś tego nie zniosła”. Były takie rozmowy, że w nocy jechał samochodem i mówił: „Wiesz, nie wiem, gdzie jestem!” (…) Pomyślałam sobie: „Zagubienie tak totalne i tak wielkie”. Albo na tydzień przed operacją [wszczepienia pomostowania aortalno-wieńcowego – przyp. red.] opowiadał mi, że jedzie do jakiegoś malutkiego miasteczka i będzie śpiewał z półplaybackiem. Mówię: „Zbyszek, jesteś w takim stanie, że nie powinieneś jechać!”. A on: „Ty wiesz, ja jestem dla nich jak Lennon, tak że ja muszę”. [Nie wiedział, gdzie jest] z przepracowania, miał od zawsze bardzo słabe oczy. (…) Był taką dobrą duszą, która potrafiła zadzwonić o każdej porze dnia i nocy, i opowiedzieć dowcip. To było bardzo fajne i czasami wyprowadzało mnie na prostą.
Czy wokalistka żałuje zejścia ze sceny?
Zapytana o to, czy żałuje decyzji o porzuceniu kariery, odpowiedziała zdecydowanie, że nie. Dodała, że utrzymanie głosu w formie wymagało od niej ogromnych przygotowań, co odbijało się na jej zdrowiu.
– Nie, to było postanowienie i wiedziałam, że się nie mogłam złamać. Do teraz przychodzą propozycje występu na festiwalach, jednakże głos jest żywą materią – żeby wystąpić ze Zbyszkiem Wodeckim w 2017 roku na jego jubileuszu w Poznaniu, to trenowałam cztery miesiące, żeby zaśpiewać pięć piosenek na moich warunkach. (…) Przepłaciłam to zdrowiem i wiem, że nałożyłam na siebie za duże wymagania ćwiczeniowe – skwitowała.