„Znachor” już na Netflix. Co powiedział pisarz o adaptacji filmowej swojej powieści w 1937 roku?

Anna Markiewicz
3 min przeczytany

Właśnie w serwisie Netflix na ekrany telewizorów trafia nowa wersja filmu „Znachor”. To już trzecia w historii ekranizacja słynnej powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza.

Pierwsza wersja premierę miała w 1937 roku, na której pisarz był obecny. Następnego „Znachora” wyreżyserował Jerzy Hoffman z aktorami: Jerzym Bińczyckim, Anną Dymną, Tomaszem Stockingerem. Ta wersja na wiele lat stała się lekturą obowiązkową podczas naszych świąt. Z czasem do grona miłośników doszli znacznie młodsi widzowie, którzy zainteresowali się tym filmem. Teraz czas na najnowsze dzieło z Leszkiem Lichotą w roli głównej.

Po premierze pierwszego filmu pisarz udzielił wywiadu dla gazety „Kino”. Zapytano go wtedy, czy podobała mu się adaptacja filmowa?

Tadeusz Dołęga-Mostowicz


– I tak, i nie – mówił po namyśle Dołęga-Mostowicz. – Otóż jak na warunki polskie film jest bezsprzecznie dobry, może najlepszy z dotychczasowych. Włożono wiele pracy, nie szczędzono pieniędzy, dobrano obsadę z fenomenalnym Kazimierzem Junoszą-Stępowskim i z urodziwą Elżbietą Barszczewską na czele. Niestety jednak wyobraźnia pisarza ma nienasycone wymagania. Wydaję mi się, że każdy nawet najlepszy amerykański film byłby pewnego typu zubożeniem powieści. Widzi pan to jest tak jak z obrazkami w książkach: nigdy nie będą identyczne z naszymi wyobrażeniami o postaciach powieściowych. 

„Znachor” z 1937 roku

Pisarz wyjaśnił, że „Znachor” urodził się jako scenariusz filmowy, a później stwierdził, żeby nadać mu formę powieściową. A ona znowu została przerobiona na scenariusz. 

– Scenariusz napisałem na zamówienie jednej z warszawskich wytwórni. Zapewniam pana, że mam wiele krytycyzmu w stosunku do moich utworów. Ale w tym przypadku wiedziałem, że scenariusz jest naprawdę dobry, że temat jest ciekawy i arcyfilmowy i aż drgający od napięcia dramatycznego. Nie na wiele jednak moje przeświadczenie się zdało. Właściciele wytwórni mieli swojego eksperta w osobie pewnego reżysera filmowego, a ten z godną podziwu inteligencją i z rozbrajającym wyczuciem artystycznym stwierdził, że ten scenariusz nie nadaje się do filmowania, bo…  nie ma w nim dramatu. Usłyszawszy to nie wiedziałem, czy mam się śmiać, czy płakać nad losami filmu polskiego, którego dramatem są tego rodzaju znawcy. 

„Znachor” z 1937 roku

Pół roku później, kiedy zaczął się  druk Znachora” w gazecie, po kilku odcinkach zwróciły się do niego trzy albo cztery wytwórnie o prawo sfilmowania tej powieści. 

Ogólnie recenzje filmu były bardzo dobre i wszyscy chwalili grę Junoszy wcielającego się w głównego bohatera.

Kazimierz Junosza-Stępowski

Rok później pisarz był na premierze „Profesora  Wilczura”, który był kontynuacją poprzedniego filmu. Autor był poruszony ostatnią scenę śmierci, a niektóre kwestie powtarzał, bo znał na pamięć dialogi aktorów. 

Ciekawe co by powiedział o najnowszej wersji swojej powieści?

Leszek Lichota w roli Znachora
Udostępnij ten artykuł
Uwielbiam stare kino, ale i nowsze produkcje. Jestem na bieżąco z filmami. Wybieram te historyczne, wojenne, sensacyjne. Matka dwóch synów i trzech kotów. Odpoczywam przy gotowaniu i krótkich wypadach z dziećmi.
Napisz komenatrz