Kasia Sobczyk była wielką gwiazda bigbitu. Los niestety jej nie oszczędzał. Gdy myślała, że jej życie wkracza na spokojniejsze tory, zdiagnozowano u niej nowotwór. Jak wyglądało życie artystki?
Przeboje Katarzyny Sobczyk
Kasia Sobczyk, jedna z najjaśniejszych gwiazd polskiego bigbitu lat 60. i 70., zasłynęła takimi przebojami jak „O mnie się nie martw”, „Nie bądź taki szybki Bill”, „Mały książę”, „Biedroneczki są w kropeczki” „Trzynastego” czy „Był taki ktoś”. Jej głos, stworzony do piosenki rozrywkowej, podbijał serca słuchaczy, a jej filigranowa sylwetka i dziewczęcy urok dopełniały wizerunku idolki tej epoki. Choć osiągnęła szczyt popularności, jej życie osobiste i zawodowe Katarzyny Sobczyk pełne było trudnych momentów, które ostatecznie przerwały jej karierę.
Kazimiera Sobczyk – bo tak naprawdę się nazywała – urodziła się w 1945 roku w Tyczynie na Podkarpaciu. Z miłością do muzyki zaraził ją ojciec, który stroił instrumenty. Pierwsze kroki muzyczne stawiała jako nastolatka w zespole „Biało-Zieloni” z Koszalina. Przełomem był Festiwal Młodych Talentów w Szczecinie w 1963 roku, gdzie jej talent zauważył Jerzy Gruza. Niedługo później Sobczyk dołączyła do zespołu „Czerwono-Czarni”, z którym odniosła największe sukcesy. Jej piosenki z miejsca stawały się hitami, a publiczność uwielbiała jej energię i pogodę ducha.
Dlaczego nie zrobiła międzynarodowej kariery?
Kariera Sobczyk mogła potoczyć się inaczej. Jej talent dostrzegł Bruno Coquatrix, właściciel słynnej paryskiej Olympii, który chciał uczynić z niej międzynarodową gwiazdę. Sobczyk jednak odrzuciła tę propozycję, nie chcąc rozstawać się z ukochanym, Zbigniewem Bizoniem. Jak sama później wspominała, była zbyt młoda i zakochana, by zdecydować się na wyjazd.
W 1965 roku jej kariera została zahamowana przez skandal – plotka o rzekomej aborcji sprawiła, że została wykluczona z Festiwalu w Sopocie. Później sama przyznała (wywiad został opublikowany 7 lat po jej śmierci), że rzeczywiście usunęła ciążę, co było dla niej traumatycznym doświadczeniem.
– Byłam w ciąży, z saksofonistą. Bardzo go kochałam i on mnie wtedy też kochał. Powiedział: 'Fajnie, będziemy mieli dziecko’. Niczym się nie przejmuj, tylko jeszcze zaśpiewaj w Opolu. Zaśpiewałam i za piosenkę: 'Nie wiem, sama nie wiem, czy to warto kochać ciebie’ dostałam nagrodę. Był 1965 rok. A potem on zaprowadził mnie do lekarza i usunęliśmy tę ciążę. Byłam w takiej rozpaczy, płakałam dzień i noc, gorączkowałam, umierałam prawie. Ale Bóg pozwolił mi przeżyć – mówiła w rozmowie z Januszem Kopciem.

Katarzyna Sobczyk i Henryk Fabian – historia miłości
Drugim ważnym mężczyzną w jej życiu był wokalista „Czerwono-czarnych” Henryk Fabian (Sawicki). Śpiewał takie przeboje, jak „17 milionów”, czy „Napiszę do Ciebie z dalekiej podróży”. Para wzięła ślub pod koniec lat 60., a w 1975 roku doczekała się syna – Sergiusza. Jednak życie rodzinne Sobczyk było dalekie od ideału. Pochłonięci karierą, rodzice oddali syna pod opiekę znajomych, co mocno wpłynęło na ich późniejsze relacje z dzieckiem.
W poszukiwaniu lepszych perspektyw, Sobczyk i Fabian wyjechali do Stanów Zjednoczonych, gdzie ich „amerykański sen” szybko się rozpadł. Małżeństwo zakończyło się rozwodem, a Sobczyk zmagała się z samotnością i problemami finansowymi.
– Martwiłam się o mój związek, nie myślałam o nagraniach, lecz o tym, aby utrzymać małżeństwo. Niestety, rozsypało się podczas naszego pobytu w USA na początku lat 80. Ameryka źle wpłynęła na mojego Henryka. On jednak chodził swoimi ścieżkami. Zmienił się. Taki syndrom wolności samca – mówiła w jednym z wywiadów.

Powrót do Polski i walka z chorobą
W USA Sobczyk pracowała jako pokojówka, a jednocześnie koncertowała dla Polonii. Niestety, w latach 2000. zdiagnozowano u niej raka piersi. Choć początkowo udało się opanować chorobę, nawrót zmusił ją do powrotu do Polski. Przyjaciele zorganizowali zbiórkę, dzięki której mogła wrócić i rozpocząć leczenie.
W Polsce mieszkała w Koszalinie, próbując odbudować relacje z synem i nawiązać kontakt z dawnymi fanami. Mimo wysiłków, jej stan zdrowia pogarszał się. Do końca koncertowała, a publiczność wciąż darzyła ją sympatią.
– Kupiłem mamie wielki bukiet kwiatów. W końcu mogliśmy się zobaczyć i usłyszeć, spojrzeć sobie w oczy. Płakaliśmy oboje. Miałem rodzinę Sitków, poczciwych, prawych ludzi, ale lubiłem przebywać u taty, byłem ulepiony z innej gliny, kochałem muzykę. I nagle pojawiła się w moim życiu mama – opowiadał jej syn na łamach jednego z magazynów.
Katarzyna Sobczyk zmarła 28 lipca 2010 roku w warszawskim hospicjum. Miała 65 lat. Jej syn Sergiusz, który również próbował swoich sił w muzyce, zmarł zaledwie trzy lata później, mając 38 lat.

