Magdalena Zawadzka zawsze ceniła sobie świąteczny czas. Najpierw jako dziecko, potem z mężem Gustawem, a teraz z rodziną syna.
Święta Bożego Narodzenia we wspomnieniach aktorki Magdaleny Zawadzkiej zawsze były wyjątkowe i wzruszające. Dla wszystkich ten świąteczny czas był odskocznią od PRL-u. Stół musiał być suto zastawiony, do tego wielka choinka i prezenty, które udało się zdobyć. To miał być kolorowy, wspaniały czas na przekór szarzyźnie tamtych czasów.
Kleiliśmy łańcuchy z synkiem
– W domu nawiązywała się niesamowita atmosfera, wszystko było takie podniosłe, uroczyste. Nikt nie straszył mnie świętym Mikołajem czy choinką na początku listopada, jak to bywa teraz. Działo się to przed świętami i napięcie rosło. Wszystko, co dotyczyło świąt miało być wyjątkowe w odróżnieniu od dnia codziennego. Żywa choinka, na którą robiłam jako dziecko ozdoby, a potem z moim synkiem. Kleiliśmy łańcuchy, malowaliśmy bombki i zdobywało się słodycze, które wieszaliśmy na świątecznym drzewku – opowiada Magdalena Zawadzka.
W tamtych czasach PRL-u jedzenie się zdobywało. To był istny cud świata zaopatrzyć się we wszystkie produkty potrzebne do wigilijnej kolacji i na czas Bożego Narodzenia.
Przychodził Aniołek
– Przy suto zastawionym stole ubieraliśmy się elegancko, wyjątkowo w ten dzień i zasiadaliśmy do kolacji. W naszym domu w Warszawie zawsze gościliśmy moich rodziców, bo męża rodziców nie było już na tym świecie. Cieszyliśmy się świąteczną atmosferą. Moja mama była specjalistką od pieczenia karpia. Gustaw pochodził z Krakowa, więc u niego był Aniołek, który ubierał choinkę i zostawiał prezenty chwile przed kolacją. Prezentacja takiego drzewka odbywała się tuż przed tym, jak zasiadaliśmy do stołu. Potem już na kawę, ciasto przychodziła do nas rodzina Gustawa. Śpiewaliśmy kolędy i rozmawialiśmy. To był cudowny czas.
Prezenty w czasach PRL-u były na wagę złota. Magdalena Zawadzka wspomina, że jako dziecko dostawała przede wszystkim książki. To były wspaniałe pozycje z ilustracjami, w tym bajki, które udało się nabyć jej rodzicom i dziadkom. Potem ona zdobywała prezenty dla swojego synka: zabawki, książeczki i były one prawdziwą niespodzianką.
Magdalena Zawadzka ujawnia kulisty Pana Wołodyjowskiego (zlotascena.pl)
Pomarańcze najlepszy prezent
– Kiedy miałam dziewięć lat, dostałam pod choinką pomarańcze. To był niesamowity prezent, z którego bardzo się cieszyłam. Innym razem tata kupił mi globus, bo od dziecka uwielbiałam książki podróżnicze, więc czytałam m.in. Arkadego Fiedlera, ale też różne pozycje o wyprawach polarnych na drugi koniec świata. Kiedyś również tata zdobył dla mnie duży, niemiecki rower. Był za duży dla mnie, ale jeździłam pod ramą.
Mały Jasio nie potrafił zjeść kolacji wigilijnej, bo cały czas zerkał na choinkę i prezenty pod nią. Wcześniej próbował wypatrzyć Aniołka przez dziurkę do klucza w drzwiach.
– Tłumaczyliśmy 4-letniemu synkowi, że to jest taka tradycja i nie można Aniołka zobaczyć, jak układa prezenty. Na co mój Jasio odpowiedział: „Ale ja chciałbym, żeby on mnie zobaczył” – śmieje się na wspomnienie tamtych chwil Magdalena Zawadzka.
Jak Zofia Czernicka obchodziła święta? (zlotascena.pl)
Uczta dla duszy
Innym razem odwiedziła ich słynna pianistka Ewa Pobłocka.
– Mieliśmy w domu pianino, bo syn uczył się na nim grać. To była uczta dla duszy, kiedy pani Ewa akompaniowala nam, a my śpiewaliśmy kolędy. Wyjeżdżaliśmy również na święta do Bukowiny Tatrzańskiej, na narty oczywiście też w tym czasie. Śnieg, góralski klimat to były niezapomniane chwile dla nas. Teraz święta spędzam u mojego syna i jego rodziny. Jestem dumna i szczęśliwa z bycia babcią.
1 komentarz
Naprawdę dobrze napisane. Wielu osobom wydaje się, że posiadają rzetelną wiedzę na ten temat, ale tak nie jest. Stąd też moje zaskoczenie. Chcę podziękować za Twój trud. Koniecznie będę rekomendował to miejsce i częściej tu zaglądał, by poczytać nowe artykuły.