Jerzy Antczak, reżyser „Nocy i dni” do końca życia będzie miał wyrzuty sumienia z powodu angażu, jaki załatwił Zbyszkowi Cybulskiemu.
W latach 60-tych aktor był objawieniem polskiej kinematografii. Także poza Polską pisali o jego talencie angażując m.in. do produkcji francuskich. Po roli Maćka w „Popiele i diamencie” (reż. Andrzej Wajda), Zbyszek Cybulski stał się idolem swojego pokolenia. Niestety nigdy potem już nie powtórzył takiego sukcesu. Wystąpił w „Rękopisie znalezionym w Saragossie” (reż. Wojciech Has), czy „Giuseppe w Warszawie” (reż.Stanisław Lenartowicz), ale w szczytowym momencie swojej sławy reżyserzy go omijali.
Jerzy Antczak wspomina w swojej książce spotkanie ze Zbyszkiem przy kawiarni „Stolica” w drodze do telewizji. Stał z papierosem w ustach, ponuro patrząc w ziemię. Był po kielichu, nieogolony, zaniedbany.
– Po zagraniu Maćka Chełmickiego, kiedy Polska i świat padły przed nim na kolana, przyszedł czas wielkich zawodów. Sprawy osobiste. Wódeczka I wreszcie samotność. Ale najbardziej bolesny był brak pracy. Wszyscy się od niego odsunęli. Staliśmy wtedy przy barze sącząc gorzałkę, zagryzając śledzikiem.
Mieszkali w jednym pokoju
Panowie poznali się na obozie kół naukowych trzech szkół aktorskich w 1950 roku. Mieszkali w jednym pokoju, a rano Zbyszek chodził biegać. Chciał zostać reprezentantem Polski w biegu na czterysta metrów. Tam poznał aktorkę Lucynę Winnicką i w połowie kursu było wiadomo, że są zakochani w sobie. Jerzy Antczak żałuje, że nikt nie wykorzystał tej pary do jakiejś produkcji.
– Rok 1953. Trzy starty (trzy nowele filmowe). Debiuty trzech reżyserów. Zbyszek grał u Staszka Lenartowicza w noweli kolarskiej. Ja u Petelskiego grałem boksera. Po premierze daliśmy sobie tęgo w szyję, rozczulając się nad wspomnieniami z kursu.
Dwa lata później znowu się spotkali. Tym razem w „Pokoleniach” Andrzeja Wajdy. Rywalizowali o rolę Kostka, którą ostatecznie zagrał Zbyszek. Reżyser na pocieszenie dał Jerzemu rolę żandarma.
Wtedy siedząc przy barze w 1966 roku Cybulski zapytał:
„Nie masz jakiejś roboty w telewizji? Może być najmniejsze gówno. Aby tylko zatłuc złe myśli (…) Nikt mnie nie chce. Nikt! I czasami modlę się, aby się już ta męka skończyła.”
Jerzy Antczak postanowił pomóc przyjacielowi i obsadził go w roli reżysera w filmie „Mistrz”. Potem próbował go uplasować w programie Teatru Telewizji. Wtedy już wszyscy wiedzieli, że Cybulski miał problemy z zapamiętaniem tekstu.
Główna rola dla Zbyszka
Antczak szukał dla niego roli i zdarzył się cud. Przyjechał do Warszawy utalentowany bułgarski reżyser Iwan Kumitow, aby zrealizować spektakl dla polskiej telewizji. Mówił świetnie po polsku, bo jego żoną była Polką. Jerzy wybrał się do niego i od razu zaproponował Zbyszka do głównej roli.
– Iwan podskoczył na krześle: „To jest moje marzenie, aby zagrał Cybulski. Tylko czy przyjmie?”. On przeczytał scenariusz. Przyjął rolę (…) Kumitow ze Zbyszkiem pracowali intensywnie nad sztuką. 8 stycznia 1967 byłem na placu Wareckich w studio na dole (…). Nagle podjechał do mnie Krzysio Toeplitz. Do dziś nie wiem jak mnie tam znalazł. Powiedział nieswoim głosem: „Zbyszek Cybulski nie żyje…” Wpadł pod koła pociągu”.
Jerzy Antczak do dziś zadaje sobie pytanie: dlaczego tak się stało? I to w chwili, kiedy zaczynał wychodzić z dołka”.
– Ogarnęło mnie ogromne poczucie winy. Odpowiedź, którą znalazłem, pogrążyła mnie: „Bardzo się spieszyli, żeby zdążyć na próbę do Iwana Kumitowa”. Nie mogłem odpędzić od siebie myśli, że w to tragiczne wydarzenie była wplątana telewizja i pośrednio ja, który wszystko zaaranżowałem.
Opracowano na podstawie książki „Moje noce i dnie” Jerzego Antczaka.