Tylko u nas. Kto był polskim Bondem? To amant PRL-u

admin
Autor:
6 min przeczytany

Jeden z najprzystojniejszych polskich amantów czasów PRL wcielił w rolę agenta i został polskim James Bondem. Karol Strasburger po latach wspomina film pt. „Agent nr 1”.

Mieliśmy też swojego James Bonda, a był nim Karol Strasburger, który wcielił się w postać polskiego bohatera w czasie drugiej wojny światowej. Film „Agent nr 1” z 1971 roku opowiada właśnie o agencie brytyjskiego wywiadu, Jerzym Iwanowie-Szajnowiczu, który na terenie Grecji organizował ruch oporu przeciwko nazistom. Do dziś jest tam traktowany jak bohater narodowy, któremu postawili pomnik i oznaczyli go Virtuti Militari, a królowa Elżbieta uznała jego zasługi i wysłała rodzinie tysiąc funtów.

Kim był Jerzy Iwanow-Szajnowicz?

Jerzy urodził się w 1911 roku w Warszawie jako syn rosyjskiego pułkownika i polskiej mieszczanki. Małżeństwo nie było szczęśliwe, matka rozwiodła się z jego ojcem i wyszła za mąż za greckiego przedsiębiorcę. W wieku 14 lat syn dołączył do niej i ojczyma w Salonikach. Zaczął tam trenować piłkę nożną, ale największą jego miłością było pływanie, również na długie dystanse. Odnosił sukcesy na szczeblu lokalnym i ogólnokrajowym. Od 1928 r. był reprezentantem swojego klubu w piłce wodnej. Po ukończeniu średniej szkoły rodzice wysłali go na studia do Belgii, a potem do Paryża. Życie na emigracji sprawiło, że Jerzy władał pięcioma językami.

Czuł się Polakiem

Czuł się Polakiem i bardzo starał się o obywatelstwo, które przyznano mu w 1935 roku. W trakcie studiów nadal pływał, zdobywając nowe medale. W czasie wakacji przybywał w Warszawie, gdzie zapisał się do warszawskiego AZS i trenował piłkę wodną. Był najlepszym strzelcem w drużynie, z którą zdobył mistrzostwo kraju w 1937 r., a później wielokrotnie reprezentował Polskę na meczach międzynarodowych. W momencie wybuchu wojny przebywał u rodziny w Salonikach i tam podjął współpracę z polskim konsulatem. Pomagał przybywającym żołnierzom po przegranej kampanii wrześniowej. Po zaatakowaniu Grecji przez Włochy, a potem Rzeszę Niemiecką przedostał się do Palestyny do Brygady Strzelców Karpackich. Jednak to nie było jego celem. Został zwerbowany przez wywiad polski, a potem brytyjski. Po szkoleniu w Aleksandrii przerzucono go do Grecji i w brytyjskich raportach figurował jako agent 033B. Stworzyć siatkę dywersyjną i wywiadowczą. Jako dobry pływak podkładał miny pod statki, które zaopatrywały Rzeszę niemiecką w broń i paliwo. W fabryce samolotów doprowadził z zatrudnionymi tam ludźmi do uszkodzenia czterystu samolotów. Był odważny, brawurowy, przystojny i niczego się nie bał.

Jerzy Iwanow-Szajnowicz

Właśnie taką osobę grał Karol Strasburger, który mógł się wykazać również jako sportowiec. Wszystko wykonywał sam, bez kaskaderów, a nie był to łatwy film. Były wybuchy, pościgi, nurkowanie, ucieczki i ciągły strach o własne życie. Główny bohater nie próżnował.

Plan zdjęciowy w Grecji

Po latach aktor wspomina swój zagraniczny wyjazd na plan filmowy do Grecji.

– Wcieliłem się w postać Jerzego, bohatera narodowego, kiedy żyła jego matka i bracia w Salonikach. Produkcja filmu stwierdziła, że zanim go zagram pani Leonarda – matka naszego agenta musi mnie zaakceptować. Polecaliśmy do niej. Reżyser pytał się: Czy pani zgadza się, aby ten oto aktor grał pani syna? Odpowiedziała, że jestem podobny do Jurka. Odetchnęliśmy z ulgą. Potem pani Szajnowicz uczestniczyła w premierze w Salonikach i oglądała ten film, który był czasami bardzo drastyczny. Mieliśmy premierę również w kinie Moskwa w Warszawie, na której również gościła rodzina Jerzego – opowiada Karol Strasburger dla Złotej sceny.

Karol Strasburger na planie „Agent nr 1″/kadr z filmu

– Zagrać w filmie wyjazdowym to była nie lada gratka, chociaż nasz budżet był skromny. Ekipa została ograniczona do najbardziej potrzebnych na planie. Wyposażony byłem w karteczki, na których napisano, w co mam się ubrać. Nie mieliśmy garderobianych czy charakteryzatorki. Sam się pudrowałem, ale i kierownik produkcji był przyuczony do tego fachu. Na ulicy się malowaliśmy, przebieraliśmy się, a kanapki robiliśmy sobie wcześniej. Nie było pieniędzy na bilety i hotel dla innych. Kilka dni trwał plan w Grecji. Kręciliśmy również na Akropolu. Nie posiadaliśmy potrzebnych dokumentów, aby oficjalnie tam kręcić. Teraz z perspektywy czasu wydaje się to śmieszne. Chodziliśmy z kamerą udając turystów. Ktoś zagadywał strażnika i my kręciliśmy sceny.

Karol Strasburger na planie „Agent nr 1″/kadr z filmu

Obok kręcił film Belmondo

Pan Karol wyjawił, że o mało nie spotkał się z francuskim aktorem Jeanem-Paulem Belmondo, który w tym czasie był na planie filmu pt. „Cenny łup” również w Salonikach.

– Słyszeliśmy opowieści jak oni nagrywali. Zamykali dla nich całe ulice, żeby mogli kręcić. Nam się nie mieściło to w głowie. Do tego cała obsługa techniczna, kampery, garderoby, barobusy. My musieliśmy na to czekać jeszcze z dwadzieścia lat. Dzięki temu potrafię teraz docenić wszystkie proste rzeczy. Nie wszystko dane jest na zawsze. Często młodzi narzekają, że nie ma gdzie się przespać na planie, albo zupa jest niedobra, lub czegoś brakuje. Mówię, że powinni się cieszyć z tego, co mają. Oni nie znają innego świata – podsumowuje Strasburger.

Karol Strasburger na planie „Agent nr 1″/kadr z filmu
Karol Strasburger na planie „Agent nr 1″/kadr z filmu
Karol Strasburger na planie „Agent nr 1″/kadr z filmu
Karol Strasburger na okładce magazynu „Film” z 1977 roku

Udostępnij ten artykuł
Napisz komenatrz