Ulice Warszawy przemierzała w czerwonym Bugatti. Mira Zimińska-Sygietyńska była aktorką, pieśniarką, reżyserką i dyrektorką zespołu ludowego “Mazowsze”. Opisała swoje barwne życie w dwóch autobiografiach: “Nie żyłam samotnie” i “Druga miłość mojego życia”.
Mira Zimińska od młodości związana była z teatrem. Jej matka była bileterką, a ojciec zajmował się dekoracjami w teatrze. W wieku 17 lat podpisała umowę o pracę w jednym z teatrów w Radomiu.
– Do jednej ze sztuk potrzebne było głodne dziecko, które miało płakać. Musieli mnie uszczypnąć w pupę, żebym się rozpłakała. Od tego zaczęła się moja kariera – mówiła w rozmowie z Bogusławem Kaczyńskim.
“Byłam zachłanna i nieskromna”
Wyszła za mąż za namową matki. W wieku 16 lat stanęła na ślubnym kobiercu razem z Janem Zimińskim. Małżeństwo nie potrwało jednak długo, ponieważ gdy tylko nadarzyła się okazja na zastąpienie Hanny Ordonówny na jednym z warszawskich spektakli, aktorka wyjeżdża do Warszawy. Była zamężna 3 lata.
-Wpadłam w objęcia cyganerii. Zaczęło się życie artystki, rozpusta w oparach alkoholu, wywiady, szaleństwa, szalbierstwa, szynele, szynszyle, beszamele, szatobriandy, szafiry, szantaże szatynów, szympansy – żartowała w jednym w wywiadów.
Skupiła się na swojej karierze. Występowała w reklamach, grała, śpiewała i prowadziła rubrykę satyryczną w “Kurierze Porannym”. Budziła powszechne zachwyty i zainteresowanie. Podbiła warszawskie salony.
-Od początku byłam też zachłanna i nieskromna – pisała o sobie we wspomnieniach. – Chciałam być aktorką dobrą i wszechstronną, która doskonale wszystko umie: tańczy i śpiewa, gra komedie i tragedie. Dlatego zgodnie z porzekadłem: czym skorupka… zaczęłam sposobić się wcześnie. Czyż można było myśleć o poważnej karierze artystycznej z takim imieniem jak moje: Mania? To było takie pospolite imię. (…) Przeczytałam jakąś książkę, w której jedną z bohaterek była księżniczka Mira… I wkrótce całe nowe towarzystwo znało mnie wyłącznie jako Mirę.
Czerwone Bugatti
Życiową pasją Miry Zimińskiej była motoryzacja. Stała się jedną z pierwszych polskich automobilistek. Kierując luksusowymi mercedesami i rozpoznawalnym czerwonym kabrioletem Bugatti, cieszyła się beztroską zabawą do momentu, gdy zaczęła się II wojna światowa. Została aresztowana i uwięziona na Pawiaku w 1942 roku.
Akty Miry
Podobno Mira miała pozwolić Witkacemu namalować akty z nią w roli głównej.
-Przyznam się do jeszcze jednego grzechu. Poznałam kiedyś Witkiewicza juniora. (…) poprosił mnie, żebym mu pozowała. Poszłam do niego, a on mówi: »A pokażesz piersi, to cię namaluję«. Pokazałam i usłyszałam coś przyjemnego, nawet bardzo. Ale portret namalował całkiem nieładny, tak wykrzywiony, i coś tam napisał, jakieś numerki. A potem jeszcze dwa portrety. Ukradli mi je zaraz po wojnie. Witkacy był uroczy, ale taki jakiś troszeczkę dziwny. I tyle tego grzechu – artystka opowiadała w „Nie żyłam samotnie”.
Pierwszy wstęp w Teatrze Polskim
Wraz z jej drugim mężem, Tadeuszem Sygietyńskim założyła po wojnie Państwowy Zespół Ludowy Pieśni i Tańca “Mazowsze” w 1948 roku. Tadeusz jeździł od wsi do wsi wyszukując “janków muzykantów” i tak zebrało się 30 osób, które utworzył zespół. Mira poświęciła temu projektowi całe serce i było jego niekwestionowaną dyrektorką aż do swojej śmierci w 1997 roku.
-Nasz pierwszy publiczny występ odbył się 6 listopada 1950 r. w Teatrze Polskim w Warszawie i stanowił fragment artystycznej części akademii z okazji 33. rocznicy rewolucji październikowej. Dla mnie pierwszy występ “Mazowsza” był większym przeżyciem niż wszystkie moje premiery w różnych kabaretach i teatrach – napisała we wspomnieniach.
Największy sukces Miry “Mazowsze”
Zakochani nie mogli się jednak cieszyć długo wspólnym małżeńskim życiem. Tadeusz Sygietyński zmarł już rok później. Mira Zimińska przejęła wtedy wszystkie jego obowiązki.
-Zaczął się w moim życiu nowy okres. Bez Tadeusza, ale z ciężarem jego obowiązków, ciężarem jego odpowiedzialności. (…) Przyrzekłam sobie, że spróbuję zrealizować to, co Tadeusz zapoczątkował. Dzień i noc, dzień i noc – praca. “Mazowsze” nie może zawieść, nie może dać powodu do uciechy tym wszystkim, którzy wieszczą zespołowi przedwczesny uwiąd. Przez cały dzień – próby, przygotowania. Kostiumy, tańce, piosenki, tańce, kostiumy, telefony, dziesiątki drobnych dokuczliwych spraw.
Przez lata “Mazowsze” pod jej kierownictwem przemierzało świat, prezentując polską kulturę. Mimo śmierci Zimińskiej-Sygietyńskiej, zespół kontynuuje swoją działalność, traktując się nawzajem jak rodzinę.