Aktor Rafał Dajbor w rozmowie z Onetem ujawnił szokujące informacje na temat ks. Kazimierza Orzechowskiego, znanego m.in. z serialu „Złotopolscy”. Jak twierdzi, duchowny dopuszczał się niewłaściwych zachowań wobec młodszych kolegów po fachu, a szczególnie wobec niego samego, gdy ten pisał o nim pracę magisterską.
Ksiądz ze „Złotopolskich”
Kazimierz Orzechowski, zanim przyjął święcenia kapłańskie w 1968 r., był aktorem filmowym i teatralnym. Połączył obie te ścieżki i jeszcze w latach 2000. regularnie pojawiał się na ekranie. Rafał Dajbor poznał go w czasie pracy nad serialem „Złotopolscy”, gdzie Orzechowski wcielał się w rolę duchownego Leskiego.
– Jeśli o coś mi chodzi, to tylko o prawdę. Na starość miał także tę część siebie, którą ja poznałem. Seksualność, która była kompletnie pozbawiona samokontroli – wyznał Dajbor.
Szokujące zachowania ks. Orzechowskiego
W wywiadzie Dajbor wyznał, że jako student dziennikarstwa zainteresował się postacią aktora-księdza i postanowił poświęcić mu swoją pracę magisterską. W tym celu nawiązał kontakt z Orzechowskim, który zaprosił go do Domu Artystów Weteranów w Skolimowie. Tam jednak, jak twierdzi aktor, zaczęły się niepokojące sytuacje, które określa jako „końskie zaloty”.
– Ksiądz robił takie numery, że gdy ja wyciągałem do niego dłoń na przywitanie, to on z premedytacją omijał moją dłoń i na przykład łapał mnie za genitalia. Albo zamiast uścisnąć moją dłoń, to chwytał ją i przyciągał do swoich genitaliów, sam siebie dotykając.
Według Dajbora duchowny zachowywał się wobec niego w sposób niestosowny, dopuszczając się gestów, które trudno było uznać za przypadkowe.
– Standardem też było to, że otwierał mi drzwi w samym t-shircie i rozpiętym szlafroku, z genitaliami na wierzchu. Łapał mnie za krocze i patrząc mi zalotnie w oczy, mówił: amen, amen – relacjonuje Dajbor.
Nie tylko ks. Orzechowski
Początkowo traktował te zachowania jako „dziwactwo starego aktora” i nie nadawał im większego znaczenia. Jak twierdzi, podobne sytuacje zdarzały się także z udziałem innych mieszkańców Skolimowa.
– A muszę też uczciwie powiedzieć, że nie był jedynym mieszkańcem Skolimowa, który tak postępował. Szczerze mówiąc, raczej mnie to śmieszyło, niż bulwersowało. Nawet w pewnym sensie robiło mi się ich żal. Tak, byli godni pożałowania – przyznaje.
Dlaczego aktor nie ujawnił tego przez 20 lat?
Dopiero po latach zrozumiał, że jego doświadczenie mogło być traumatyczne dla innych osób. Rozmowa z przyjaciółką otworzyła Dajborowi oczy.
– Wtedy uzmysłowiłem sobie, że tak, że ona ma rację! Kogoś naprawdę to mogło skrzywdzić. Nie wiem, czy wobec innych ks. Orzechowski zachowywał się w ten sam sposób, ale nie mam podstaw, by twierdzić, że byłem jedyny. Jeśli ktoś został pokrzywdzony, to chciałbym, żeby to moje doświadczenie dodało mu odwagi! Molestowanie to zło, to przestępstwo, z którym trzeba walczyć, nie bójmy się tego robić!
Dajbor zaznacza, że przez lata nie ujawniał tych informacji, ponieważ obiecał to przyjaciółkom Orzechowskiego – Zofii Kucównie i Barbarze Horowiance. Nie chciał, by musiały mierzyć się z medialnym szumem wokół tej sprawy. Obie aktorki zmarły w 2024 r., dlatego teraz zdecydował się na publiczne wyznanie.
Warszawska kuria zaprzecza?
Warszawska kuria, zapytana przez Onet, czy kiedykolwiek otrzymała skargi na ks. Orzechowskiego, zaprzeczyła, jakoby do tej pory wpłynęły jakiekolwiek zgłoszenia. Dajbor jednak nie ma wątpliwości, że duchowny nie panował nad swoimi popędami.
– Myślę, że on sam nie potrafił sobie z tym poradzić. Nie chcę go absolutnie bronić, bo nie miał prawa tego robić, ale uważam, że był swego rodzaju ofiarą kościelnego celibatu – podsumowuje aktor.

