Znakomita aktorka Nina Andrycz zmarła 10 lat temu. Jej życie to gotowy scenariusz na film.
Rok przed śmiercią aktorki gazeta „Polityka” opublikowała artykuł, w którym Nina Andrycz przyznała, że urodziła się wcześniej — 11 listopada 1912 r., w Brześciu nad Bugiem. Ówczesny Brześć Litewski leżał na terenie dawnych Kresów Wschodnich Rzeczpospolitej. To jej mama wpadła na pomysł, żeby odjąć jej trochę lat.
Odjęła sobie trzy lata
– Przy sympatii AK można było zdobyć papiery, jakie się chciało. Przyniosła nową kenkartę. Domyślała się, że okupacja może potrwać kilka lat i że jak się odejmie te trzy lata, będę lepsza do zamążpójścia — tłumaczyła aktorka.
Tak wspominała Nina Andrycz dom, w którym się urodziła i jak okrutnie życie ją doświadczyło.
– Miałam dziedziczyć majątek ziemski po babce i z woli historii go straciłam. Miałam jedyny w życiu prawdziwy własny dom: z drzewami, z kwiatami, z kotem, z psem. I również go straciłam. Miałam uczciwie zarobione, odłożone w Banku Polskim pieniądze, które w Teatrze Polskim wypłacił mi dyrektor Arnold Szyfman (a wiadomo, że on na bzdury pieniędzy nie dawał), i w czasie działań wojennych też je straciłam – wyliczała Nina Andrycz w jednym z wywiadów do Polskiego Radia.
Jej droga do aktorstwa nie była również łatwa. Przeciwna temu była jej matka, ale ona wiedziała, że chce występować na scenie. W 1934 roku ukończyła Państwowy Instytut Sztuki Teatralnej pod kierownictwem Aleksandra Zelwerowicza. Najpierw występowała w wileńskim Teatrze na Pohulance. Już rok później grała na scenie Teatru Polskiego, czego efektem było ponad 100 ról.
– Zawsze traktowałam ten teatr jak mój dom, szalenie byłam przywiązana do gmachu, do mojej garderoby na pięterku – tak wspominała swoje miejsce pracy Nina Andrycz w jednym z wywiadów.
„Królewskie role”
Publiczność przyzwyczaiła się do jej „królewskich ról”. Wystąpiła jako Maria Stuart, królowa Małgorzata, Święta Joanna, Kleopatra czy Pani Dulską.
– Z biegiem czasu społeczeństwo zaczęło się domagać, bym nie śmiała się wychylać z tego wysokiego stylu, abym nie burzyła mitu, który pod wpływem tych postaci ludzie sobie o mnie wytworzyli – przyznawała w Polskim Radiu aktorka.
Ninę Andrycz nazywano „królową PRL-owskiej sceny” i „wielką damą polskiego teatru”.
– Dziś z perspektywy lat, w sześćdziesiątym sezonie pracy, muszę wyznać, że nigdy nie żałowałam mojego pierwszego młodzieńczego wyboru, którego dokonałam w szkole dramatycznej – mówiła.
Pierwsza miłość
Poznali się na studiach. Aleksander Węgierki był aktorem, reżyserem, starszym od niej o kilka lat wykładowcą. Do tego miał żonę, a Nina została jego kochanką. Los nie pozwolił im być razem. Kiedy wybuchła wojna okazało się, że jej ukochany ma pochodzenie żydowskie.
– W głąb podświadomości została także zepchnięta moja pierwsza i jedyna miłość młodzieńcza, o którą nikt na świecie by mnie nie posądził. On zmarł tragicznie zamordowany przez Niemców – opowiadała w jednej ze swoich biograficznych książek.
Zdecydowała się na aborcje
Praca w teatrze była dla niej najważniejsza. Zawsze twierdziła, że jest pozbawiona instynktu macierzyńskiego. Nie planowała mieć swoich dzieci, ale za namową matki poślubiła Józefa Cyrankiewicza, premiera PRL-u. Wspominała go na łamach tomu „Bez początku, bez końca” jako wspaniałego i kochającego męża. Jednak, kiedy zaszła w ciążę zdecydowała się na aborcję i powtórzyła to jeszcze raz. Mąż nie potrafił jej tego darować i rozwiedli się w 1968 roku.
Kiedy nie mogła grać już na scenie teatru pisała książki, tomiki poezji. Aktorka wystąpiła m.in. w filmach „Warszawskiej premierze”, „Uczcie Baltazara”, „Kontrakcie” czy w serialu „Sława i chwała”.
Wszystko oddała dla WOŚP
Nina Andrycz zmarła 31 stycznia 2014 roku, przeżywszy ponad 101 lat. Aktorka zapisała wszystkie swoje oszczędności w kwocie 85 tysięcy Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy. Fundacja Banku Millenium postanowiła dodatkowo przekazać na rzecz organizacji założonej przez Jurka Owsiaka dodatkowe 100 tys. zł.