Aktorka miała 85 lat i odeszła w swoim domu w Warszawie po długiej chorobie. Połączyła się z mężem i synem.
Studentka pierwszego roku prawa trafiła do Studenckiego Teatru Satyryków. I już tam została, bez żalu rezygnując z perspektywy prawniczej kariery. Na scenie najpierw śpiewa piosenki. Chociaż potem powtarzała, że nie lubiła śpiewać.
– Nikt mi tego nigdy nie zaproponował, żeby wydać moje piosenki na płycie czy kasecie. Kiedyś Jacek Hilchen przygotował mój półgodzinny recital w radiu. Chciałam to sobie nagrać, na pamiątkę. Przygotowałam magnetofon i czekając zaczęłam lepić pierogi. I tak się nad nimi zamyśliłam, że zapomniałam wcisnąć guzik. Przepadło. A była tam między innymi piosenka „Zrewiduj mnie młodą ręką”, za którą przepadał Zbyszek Cybulski. Dokładnie wiedział, o której godzinie wchodzę z nią na scenę i Ilekroć był Warszawie, wpadał na kilka minut do teatru. Stawał zawsze w tym samym miejscu na balkonie i słuchał. A ja śpiewając, zerkałam w stronę widowni, szukając błysku jego okularów.
Widownia darzyła ją sympatią
Estrada i kabaret, radio i telewizja, teatr i film – żadna z tych dziedzin nie miała dla Zofii Merle tajemnic. W każdej odnosiła sukcesy. Posiadała świetny warsztat i niezawodną intuicję. W prostocie i w bezpośredniości, z jakimi zawsze, niemal od pierwszego słowa, potrafiła nawiązać kontakt z publicznością, darzącą ją niezmiennie od lat sympatią. Chętnie angażowali ją do współpracy znani twórcy jak Hass, Barański, Kondratiukowie, Chęciński, Skolimowski czy Zanussi.

Aktorka komediowa, ulubienica Barei
No ekranie aktorka dała się poznać jako mistrzyni komedii w „Rzeczpospolita Babska”, Rozmowy kontrolowane”, „Noce i dnie” „Alternatywy 4”. Występowała również w dramatycznych rolach: „Ktokolwiek…”, „Powrót”, „Tabu”. Aktorka wystąpiła również u niemieckiego reżysera Jana Schutte w filmie „Bye, bye America”. Komedia zbierała entuzjastyczne recenzje od Niemiec po Kanadę. Zofia była również na festiwalu w Cannes.

Festiwal w Cannes
– Do Cannes dojechaliśmy wieczorem. Zobaczyłam swój hotel – cudowny, otoczony ogrodem z palmami, kaktusami. Przy pokoju taras taki, że tylko wrotki nałożyć i szaleć. Ale na szaleństwa nie było czasu, całe moje festiwalowe życie było podporządkowane promocji naszego filmu. Za to fotoreporterzy szaleli bez przerwy. Rano przed hotelem już stał spory tłumek. Byłam zupełnie rozdarta. Z jednej strony usiłowałam zerkać pod nogi, żeby się nie potknąć na schodach, a z drugiej podnosiłam głowę do góry, żeby mieć dwa podbródki, a nie osiem. Chcieli, żebym pozowała do zdjęć na plaży pod palmami. Po prostu wariactwo. Ale mogłam czuć się prawie jak Sophia Loren. Po pokazie filmu ludzie podchodzili do mnie na ulicy, gratulowali.
Była osobą pełną życzliwości i z takim podejściem patrzyła na świat i ludzi i zarażała poczuciem humoru.
Śmiałam się całe życie
– Śmiałam się właśnie całe życie. Czasami myślę, że byłam po prostu idiotką, bo tylko idiotki mogą się tak śmiać. Pamiętam, jak mój dziadek pytał mnie: „Zosiu, kiedy ty zmądrzejesz?” A ja niezmiennie odpowiadałam: „W środę”.
Gdy oglądała w kinie dobrą komedię, ludzie zwracali jej uwagę, że zagłusza dialogi. Miała przez ten swój śmiech przykrości w pracy. Zdarzało jej się rozwalić całą scenę, gdy coś ją rozśmieszyło. Przyjaźniła się ze Stanisławem Tymem i mówiła o sobie:”Jestem gospodynią domową, która w wolnych chwilach gra w filmach”.

Największy sukces to rodzina
Zofia Merle uważała, że najważniejszy dla niej sukces w życiu to dom, a w nim jej mężczyźni: mąż Jan, także aktor oraz syn Marcin, który też skończył Łódzką Szkołę Filmową. Nie lubiła na długo rozstawać się z nimi. Uwielbiała natomiast zaszyć się z mężem w domu na wsi, gdzie telefon nie dzwonił, bo tam nie mieli. Tam mogła spokojnie grzebać w ziemi. Potem z przyjemnością wracała na warszawski Żoliborz, gdzie mieszkała.
– Myślę, że miałam szczęście do ludzi, wiele wspaniałych długich przyjaźni. To bardzo ważne, inaczej życie byłoby puste, szare i smutne.
Tak wspominała wiele lat temu. Potem przeżyła dwie tragedie. Osiem lat temu pochowała swojego syna, Marcina, który odszedł z powodu ciężkiej choroby w wieku zaledwie 42 lat. Był kierownikiem produkcji i II reżyserem, znanym z pracy na planie „Na dobre i na złe”, „Prosto w serce” i „Paradoks”. W grudniu 2021 roku odszedł jej ukochany mąż, Jan. W serialach aktorka ostatni raz grała w 2008 r. („Niania”, „Agentki”, „Tylko miłość”)
Opracowano na podstawie tygodnika Poznaniaka