Mandaryna w Sopocie wystąpiła w 2005 roku. Zaśpiewała piosenkę „Ev’ry night”, z którą walczyła o Bursztynowego Słowika. Jej kiepski występ zapewne znacie, ale mało kto pamięta, co powiedziała w pierwszym wywiadzie po porażce, która przeszła do historii show-biznesu. Gdy odpowiadała na pytanie, w tle można było usłyszeć śmiech Dody. Przypominamy ten moment.
Mandaryna w Sopocie. Występ, który pogrążył jej karierę
Kariera Mandaryny to pasmo sukcesów zakończone wielką klapą. Gwiazda ma na swoim koncie występ na festiwalu w Sopocie, który przekreślił jej marzenia o międzynarodowej karierze. Mało kto wie, że „Ev’ry night” miało zostać światowym przebojem. Singiel z piosenką został wydany na rynkach w Austrii i Niemczech.
Wszystko ma swój początek (i koniec) w 2005 roku. Mandaryna decyduje się wziąć udział w konkursie o Bursztynowego Słowika. Michał Wiśniewski publicznie apeluje do swojej ówczesnej żony, by nie podejmowała się tego wyzwania. Już wtedy wiedział, że jej umiejętności wokalne są mizerne, a występ na żywo (w sopockim konkursie był zakaz śpiewania z playbacku) wszystko obnaży.
Nigdy nie ukrywałem, że byłem przeciwny występowi na żywo Marty. Jednocześnie uważam się za autora jej dotychczasowych sukcesów – mówił w jednym z wywiadów.
Mandaryna nie słucha jednak troskliwego męża. Zachęcana przez szefową Universal Music Polska – Katarzynę Kanclerz – staje do walki m.in. z Dodą, Eweliną Flintą, Łukaszem Zagrobelnym i Andrzejem Piasecznym.
Mandaryna w Sopocie od początku uważana była za faworytkę. Tabloidy przed koncertem piszą wprost, że musi stać się cud, by nie wygrała konkursu. Mocne nazwisko, świetna pozycja Wiśniewskiego i Ich Troje, a do tego radiowy, promowany gdzie tylko się da przebój, są gwarantem pierwszego miejsca. Ostatecznie finał należy do zespołu Virgin i piosenki „Znak pokoju”. Doda zdobywa trofeum, a Mandaryna obchodzi się smakiem, zajmując 2. miejsce.
Występ Mandaryny był wokalnym nieporozumieniem. Od pierwszego dźwięku słychać nieczystości. Sama gwiazda tak po latach skomentowała to, co się wydarzyło w 2005 roku:
To były dosyć bolesne dni, nie chcę do nich wracać. To nie wyglądało tak, że nakleiłam sobie plaster na serce, otrząsnęłam się, założyłam nową parę dżinsów i wyszłam na ulicę. Nie, nie. Ja to bardzo przeżyłam, a głównie fakt, że zastanawiałam się, jak to mogło tak bardzo wymknąć się spod kontroli. Nie miałam wtedy możliwości, żeby przykręcić odsłuch, usłyszeć chórzystki czy ludzi grających na instrumentach, bo musiałabym po prostu zejść ze sceny – powiedziała dla Plejady.
Pierwszy wywiad z Mandaryną po porażce w Sopocie. Co powiedziała?
Cała sytuacja odbiła się na psychice Marty i jej relacji z mediami. Na kilka lat wycofała się z występów. Universal Music Polska rozwiązał z nią kontrakt, rezygnując ze zrobienia z Marty światowej gwiazdy dance. Porażce Mandaryny poświęcono nawet kilkuminutowy materiał w „Wydarzeniach” TVN:
Tę historię zna każdy, kto w 2005 roku śledził wydarzenia w show-biznesie, ale mało kto pamięta, co Mandaryna powiedziała w pierwszym wywiadzie po klęsce. Już drugiego dnia musiała połączyć się z widzami „Dzień Dobry TVN”. W wakacyjnym studiu śniadaniówki zasiadła przy jednym stole ze swoimi rywalami. Gdy Doda tonęła w komplementach i gratulacjach świetnego występu, Mandaryna mówiła:
Jak już stanęłam na górze, to już powiedziałam sobie: dobrze, wyjdź na scenę, zaśpiewaj i miej to już za sobą. I to po prostu były nerwy i w zasadzie to, że już mam to za sobą. Oczy moje się śmiały, dopóki nie pojawiły się w nich łzy. Pewnie każdy był zdenerwowany, bo dla każdego był to jeden z najważniejszych występów.
Gdy Mandaryna wypowiadała te słowa, w tle można było usłyszeć charakterystyczny śmiech Dody… Całą rozmowę przypominamy poniżej.