Jej kariera trwa od słynnego „Kilera”, w którym zagrała w 1997 roku. Teraz ma na swoim koncie wiele produkcji i jest ikoną mody.
Śpiewała w zespołach religijnych, w chórze kościelnym i szkolnym. Chodziła na kółko biologiczne, języka polskiego i rosyjskiego. Chciała zostać lekarzem, dziennikarzem i robić tysiące innych rzeczy. Jedynym zawodem, który umożliwiłby zrealizowanie tych wszystkich zainteresowań było aktorstwo. W domu mama – nauczycielka i tata- wykładowca na uniwersytecie dawali Małgorzacie wiele swobody w realizowaniu jej marzeń. Nie bała się publicznych występów. Już w szkole podstawowej pełniła funkcje reprezentacyjne.
Małgorzata Kożuchowska prezydentem
– Dyrektor szkoły stworzył Rzeczpospolitą Dziecięcą i podzielił nas na trzy grupy wiekowe. Każdej przyporządkował kolory dojrzewających owoców: zielony, pomarańczowy i czerwony – opowiadała Małgorzata Kożuchowska. – Mieliśmy nasze państwo i sejm, który sprawował władzę z wybieranym na dwa lata prezydentem, premierem i ministrami. Najpierw byłam ministrem gospodarki, a w siódmej i ósmej klasie prezydentem.
Już wtedy postanowiła, że będzie zdawać do szkoły teatralnej w Warszawie. Dostała się za pierwszym razem. Nie brała pod uwagę innej możliwości. To był jeden ze szczęśliwszych dni w jej życiu, kiedy zobaczyła swoje nazwisko na liście PWST.
– Przez ponad rok mieszkałam z u rodziny w Łomiankach i codziennie autobusem dojeżdżałam do szkoły. Na początku drugiego roku jacyś faceci napadli na mnie i chcieli wciągnąć do samochodu. Na szczęście podjechał inny i ich przegonił. Przestraszyłam się. Natychmiast przeprowadziłam się do Warszawy i wynajęłam mieszkanie.
Miała szczęście, bo już na czwartym roku dostała główną rolę w sztuce reżyserowanej przez Jerzego Gruzę wystawianej w Teatrze Dramatycznym, z którym związana była przez długi czas.
– Strasznie bałam się – duża rola, prawdziwa scena, wspaniali aktorzy, ale wiedziałam, że to dla mnie duża szansa. W efekcie dostałam etat w teatrze.
Skończenie szkoły to był moment zerwania z dzieciństwem. Trzeba było nauczyć się zarabiać pieniądze, walczyć o pracę, chodzić na castingi i nie załamywać się, że tym razem się nie udało.
W końcu „Kiler”
Juliusz Machulski wypatrzył ją na festiwalu szkół teatralnych w Łodzi. Zaangażował do teatru telewizji do sztuki pt. „Komedia amerykańska”, aby w końcu zadzwonić i zaprosić na zdjęcia próbne do „Kilera”.
-Ucieszyłam się, że będę mogła zagrać u takiego świetnego reżysera, w doborowej obsadzie. Czarek Pazura, Jerzy Stuhr, Marek Konrad i Kasia Figura nie peszyły mnie takie nazwiska. Chciałam się od nich jak najwięcej uczyć. Nikt nie spodziewał się, że będzie to największy hit kasowy od początku lat 90-tych – śmiała się Małgorzata.
Wcześniej zagrała w „Młodych wilkach, „Fitness club”, „Pokoju 107”. Żadna z tych produkcji nie cieszyła się aż tak dużym powodzeniem jak „Kiler”. Trudno jej było połączyć zdjęcia na planie filmowym z pracą na scenie. Na deskach Teatru Dramatycznego trwały w tym czasie próby do „Wiśniowego Sadu” Czechowa, gdzie grała Dunioszę.
Pofarbowane na rudy kolor włosy czyniły ją nierozpoznawalną na ulicy, szczególnie gdy po filmie wróciła do swojego blond koloru.
– Kupowałem kasetę z piosenkami z „Kilera” i pan sprzedawca bardzo gorliwie zachęcał mnie do obejrzenia tej produkcji w kinie – wyznała rozbawiona Małgosia.
Nie próżnowała po wielkim hicie kinowym. Grała bardzo dużo w teatrze, potem rozpoczęła zdjęcia do „Złotopolskich”.
Była kochliwa
Małgorzata przyznała, że w młodości często się zakochiwała.
– Zawsze świetnie dogadywałam się z chłopakami. Jeździłam razem z nimi na rowerze. Łaziliśmy po drzewach. Miałam chłopaka z tego samego bloku, ale on bał się mojego ojca, więc aby się spotkać, gwizdał trzy razy pod moim oknem. To był nasz umówiony znak.
Opracowano na podstawie tygodnika „Poznaniak”