Jak Jerzy Antczak poznał żonę, która obchodzi dziś urodziny? Nie obyło się bez przykrego zdarzenia

Anna Markiewicz
6 min przeczytany

Jerzy Antczak jako asystent w łódzkiej Wyższej Szkole Aktorskiej przyczynił się trochę do tego, że Jadwiga Barańska nie zdała egzaminu wstępnego na studia. Dziś aktorka kończy 89 lat.

Kiedy wybuchła wojna Jadzia miała cztery lata. Ojca wywieźli na roboty do Prus, ale uciekł stamtąd. Złapali go już w Polsce, ale miał tyfus, więc położyli go w szpitalu w Radogoszczy w Łodzi. Tam robili na nim eksperymenty medyczne. Nie wytrzymał.

– Jakie to szczęście, że umarł – mówiła Jadzia, bo w krótkim czasie po jego śmierci wkraczał rosyjski front i Niemcy uciekając podpalili szpital razem z chorymi. – Do dziś czuję smród palących się ludzkich ciał unoszący się nad Łodzią. Boże, dzięki ci, że umarł śmiercią normalną. Że nie pozwolono mi żyć ze świadomością, że go spalili żywcem.

W tym czasie mama Jadzi zwana zdrobniale „Minią” przeszła przez piekło gestapo. Była łączniczką podziemia i została złapana wśród 40 innych osób.  Wszystkich oprócz niej wysłano do obozu w Auschwitz. a tylko ją umieszczono w Monachium w Stadelheim. Przebywała w klasztorze, który w czasie wojny zamieniono na obóz pracy, gdzie produkowano broń.

W czasie przesłuchania Minii na gestapo jej oprawca major Ślązak mówiący trochę po polsku usiłował wydobyć z niej informacje. Proponował jej reichlistę, bo miała pruskim przodków.  Niestety nie zgodziła się i nie wyjawiła ważnych wiadomości. Kat postawił przed nią zdjęcie pięcioletniej Jadzi na biurku i bił ją bez opamiętania. Kiedy traciła przytomność polewali ja zimną wodą. Trwało to kilka tygodni. Na jego biurku stała też fotografia pięknej kobiety. Któregoś dnia matka Jadzi podczas znęcania się na nią powiedziała: „Jak taka piękna kobieta może kochać takiego potwora”.

Od tej pory Niemiec przestał ją bić i jako jedyna z 41 aresztowanych wysłana została do obozu pracy. 

– Jadzia i jej mama utrzymywały, iż nie poszła do Oświęcimia, tylko dlatego, że nie dała się złamać. Moja wiara w rzeczy nadprzyrodzone odnajduje w tej decyzji siły wyższe – twierdził Jerzy Antczak.  

Jadwiga Barańska/ kadr z filmu

Uratowała ją koza


Kiedy matka przybywała na robotach w Niemczech małą Jadzią zajmowała się ciotka Hela, siostra ojca dziewczynki. Dzieckiem była wątłym i chorowitym, ale uratowała ją w czasie wojny koza. Krewna trzymała to zwierzę w komórce, a mlekiem karmiła Jadzię. Po skończonej wojnie wylądowała w sanatorium z ogromnym naciekiem w płucach. Potem próbowała zarabiać na siebie. Sprzedawała bibułkę do robienia papierosów marki Solali albo zmywała schody czynszowej kamienicy.

– Próbowała się dostać do warszawskiej szkoły teatralnej. Kiedy oznajmiono jej, że nie została przyjęta i nie wiedzą, co ze sobą zrobić szła korytarzem do wyjścia wyszedł z pokoju egzaminacyjnego i podbiegł do niej profesor Aleksander Bardini. Powiedział: „Mnie się jednak wydaje, że pani powinna w tym zawodzie pracować. Niech pani postara się o jakąś pracę blisko teatru, a za rok proszę zdawać jeszcze raz” – wspominał w swojej książce Jerzy Antczak. 

Jadwiga zaczęła pracę jako kulturalno-oświatowa w Zakładach Dziewiarskich Rychlińskiego w Łodzi przy alei Kościuszki 21. Od zawsze miała wrodzony dystans do ludzi, nie przychodziło jej łatwo nawiązywanie znajomości. Członkowie tych zakładów napisali donos na nią, że nie potrafi współżyć z klasą robotniczą

Kiedy Związek Młodzieży Polskiej i podstawowa organizacja partyjna postanowiły odprawić sąd nad Jadwigą przewodniczący rady zakładowej prosty robotnik, o nazwisku Sobiś doradził jej:

„Dziecko musisz zacisnąć zęby i wytrzymać wszystkie idiotyzmy, którymi cię będą obrzucali. I niech cię ręka boska broni tłumaczyć się. Masz milczeć i przyjmować obelgi z pokorą. Niech mają satysfakcję. Bo o to głównie chodzi. A jak będziesz zdawać na uczelnię, przyjdź do mnie. Napiszę ci taką opinię jak trzeba”.

Jadwiga Barańska/ kadr ze spektaklu

Panu zawdzięczam życie!

Za drugim podejściem Jadzia zdała do szkoły aktorskiej, a po roku została żoną Jerzego Antczaka.

– Mija 20 lat od premiery „Nocy i dni” Jadzia dostała list od pana Sobisia, w którym pyta: Czy pani pamięta moje nazwisko nazywam się Sobiś?  „Boże ty mój – odpisała mu – toż ja Panu zawdzięczam życie. To, że dostałam się do Szkoły Aktorskiej i jestem aktorką zawdzięczam to tylko panu i profesorowi Bardiniemu” – przytaczał Antczak. 

W tym czasie kiedy Barańska została przyjęta do szkoły aktorskiej w Łodzi, profesor Bardini zaproponował Jerzemu stanowisko asystenta w Łódzkiej Szkole Filmowej. Wykłady poświęcone były tematyce praca reżysera z aktorem. Miał dwie asystentury aktorską i filmową.

 – Nie miałem wątpliwości, że od chwili kiedy pobraliśmy się wszystko, czego się dotknąłem odnosiło sukces. Jadzia Barańska przyniosła mi szczęście – wyznał Jerzy.

Jerzy Antczak, Jadwiga Barańska/ Kapif

Ślub cywilny, który odbył się 6 września 1956 roku, kościelny tego samego roku w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia o 5 rano.

– Wszystko dlatego, że nie mieliśmy, w co się ubrać. Mój dobytek był mizerny i mieścił się w walizeczce. Jak pamiętam miałem dwie pary zdezelowanych butów, dwa garnitury: odświętny i na co dzień, trochę koszul, trzy pary skarpetek oraz zimny płaszcz tak zwanego misia. Ponadto kapelusz z szerokim rondem oraz beret i to było wszystko – opowiadał Jerzy Antczak.

Potem para wprowadziła się do mieszkania 30-metrowego mieszkania przy ulicy Piotrkowskiej w Łodzi. Była tam również mama Jadwigi, pies, kruk oraz kot.

Jadwiga Barańska na okładce „Filmu”
Jadwiga Barańska, Jerzy Antczak/ Kapif

Udostępnij ten artykuł
Uwielbiam stare kino, ale i nowsze produkcje. Jestem na bieżąco z filmami. Wybieram te historyczne, wojenne, sensacyjne. Matka dwóch synów i trzech kotów. Odpoczywam przy gotowaniu i krótkich wypadach z dziećmi.
Napisz komenatrz