Grażyna Wolszczak od 25 lat jest w szczęśliwym związku ze scenarzystą i dramaturgiem Cezarym Harasimowiczem. Dlaczego para nie zdecydowała się na wzięcie ślubu?
Wolszczak i Harasimowicz poznali się jeszcze w latach 70., jednak każde z nich miało już swoje życie i inne relacje. Dopiero wiele lat później los ponownie skrzyżował ich drogi.
Kto był pierwszym mężem Grażyny Wolszczak?
66-letnia aktorka jest wdową. Jej pierwszy mąż, Marek Sikora, znany m.in. z roli Ariela w „Szaleństwach Majki Skowron”, zmarł nagle w 1989 roku na skutek udaru. Wówczas Wolszczak została sama z kilkuletnim synem. Przez lata skupiała się na jego wychowaniu, ale wiedziała, że nie chce spędzić reszty życia w samotności.
– To było szokujące doświadczenie, niespodziewane, ale trzeba było to dźwignąć. Mnie może było łatwiej, dlatego że było dziecko. Widziałam, że dla niego muszę stworzyć jak najbardziej normalne warunki rozwoju – mówiła dla „Super Expressu”. – Ale od początku wiedziałam, że nie chcę, aby moje dalsze życie upłynęło w samotności.
Jak się poznała z Cezarym Harasimowiczem?
Pewnego dnia aktorka natrafiła na zdjęcie Harasimowicza w portfolio znajomego fotografa. Postanowiła zadzwonić do niego dla żartu, jednak nie był to najlepszy moment – scenarzysta właśnie przechodził przez trudny rozwód. Po krótkiej rozmowie ich kontakt urwał się na kilka miesięcy.
Aż pewnego dnia przyszedł od niego niespodziewany SMS. Odpisała, potem on oddzwonił, umówili się na kawę… i od tego momentu wszystko potoczyło się błyskawicznie.
– Wiedziałam, że jest dla mnie idealny i że byłabym kretynką, gdybym wypuściła z rąk takiego faceta. Instynkt mnie nie zawiódł” – wyznała „Gali”.
Dlaczego nigdy nie wzięli ślubu?
Choć Harasimowicz kilkukrotnie się oświadczał, Wolszczak nigdy nie zdecydowała się na formalizację ich związku. Powód? Pragmatyzm.
– Mówiłam mu, żebyśmy poczekali ze ślubem z powodu podatków. Rozliczałam się z urzędem skarbowym jako samotna matka z dzieckiem, to było bardzo korzystne – tłumaczyła w rozmowie z „Galą”.
Jednak raz aktorka miała ochotę na spontaniczny ślub – podczas wspólnej podróży do Stanów chciała pobrać się w Las Vegas. Tym razem to jednak Harasimowicz nie był przekonany i pomysł upadł.
Lecieliśmy do Stanów, miałam pomysł, by wziąć ślub w Las Vegas, ale Czarek uznał, że teraz to on nie chce. Mała zemsta… I tak już zostało. Tak naprawdę ten papier nie jest nam do niczego potrzebny
Dziś oboje przyznają, że ślub nie jest im do niczego potrzebny. Są szczęśliwi bez formalnych zobowiązań i zgodnie twierdzą, że kluczem do udanego związku jest wzajemne zrozumienie oraz akceptacja swoich niedoskonałości.
– Przede wszystkim jednak rozumiemy się, a to uważam za najważniejsze w każdym związku. Od wzajemnego zrozumienia zaczyna się uczucie, dopiero potem jest bycie razem – powiedziała „Echu Dnia”.


