Piękna, rudowłosa aktorka, która była rozchwytywana w polskich produkcjach odeszła za szybko.
Nie wierzyła w swoje możliwości i talent. Przyznała w jednym z wywiadów, że posiadała ogromną liczbę kompleksów.
– Ciągle tak miałam, że jestem w czymś gorsza, że coś mi się nie udało, że jestem za chuda lub za gruba, za wysoka, za stara. Kiedy ludzie mówili mi komplementy to myślę sobie, że kłamią. Kiedy zdarzało mi się, że podeszło jakieś dziecko i poprosiło o autograf, to byłam pewna, że mnie z kimś pomyliło albo wzięło mnie za kogoś innego – wyjawiła Ewa Sałacka w wywiadzie do „Filmu” w 1988 roku.
Ewa Sałacka miała już na swoim koncie kilkanaście filmów i widowisk telewizyjnych. Ona jednak uważała, że te filmy były porozrzucane i nie pokazywała się na ekranie regularnie, tylko z dużymi przerwami. Nie wierzyła w swoją popularność. Kiedy ktoś ją skrytykował czuła się fatalnie. Miała jednak sposób jak podnieść ją na duchu i zmobilizować do pracy.
– Gdy sprytny reżyser powiedział, że jest już świetnie, ale gdyby jeszcze dodać to i tamto, to będzie wspaniale. Wtedy rosnę i jestem gotowa zrobić wszystko. Dobre samopoczucie, pewność siebie uskrzydla mnie na planie, zresztą chyba w każdej pracy, każdej sytuacji jest podobnie.
Sałacką wyrzucić?
Ewa Sałacka przyznała się wywiadzie, że nie była zdolną studentką.
– Ciągle był dylemat: czy już Sałacką wyrzucić, czy może jeszcze nie. No i jakoś dotrwałam do końca. I potem nagle złożyło się, że Stefan Szlachtycz zaproponował mi rolę w „Tragarzu puchu”. Wcześniej grałam jeden sezon w teatrze w Wiedniu. Kiedy wróciłam nikt o mnie nic nie wiedział, ale reżyser Szlachtycz zaryzykował i dał główną rolę debiutantce. Potem następne filmy wynikały z tego, że ktoś mnie zobaczył w innych produkcjach lub w teatrze i zaproponował role.
Ewa przyznała że wybrała szkołę filmową w Łodzi, bo chciała być bliżej filmu.
– W szkole zawsze wagary spędzałam w kinie i to nie tylko dlatego, że w teatrze nie było poranków. Nie potrafiłam wyjść z kina nawet z najgorszego filmu, zawsze zostawałam do końca. Niezaangażowanie się do teatru dało mi poczucie swobody. Jestem sobie sterem, żeglarzem, okrętem, mogę przyjąć pracę lub odmówić, mogę się wahać, targować, wybór należy do mnie – rozprawiała Ewa Sałacka w 1988 roku.
Femme fatale
Grała kobiety złe, występne i powoli układał się jej wizerunek Femme fatale polskiego kina.
– Ludzie, którzy mnie znają sądzą, że jestem bezwzględna, twarda, wyrachowana. Obraz z ekranu przenosił się w życie i znów w nowej roli wracałam na ekran jako ta zła. Nawet kiedy dostałam propozycję zagrania dziewczyny z dworu, słowiańskiej szlachcianki, to kiedy sięgnęłam do scenariusza okazało się, że ten aniołek jednego narzeczonego natychmiast zamienia na drugiego. Uwodziła go na siłę, wywróciła mu życiorys do góry nogami. Najwięcej satysfakcji dawało mi zagranie czegoś przeciwko moim predyspozycjom fizycznym.
Pierwszy, drugi mąż
W szkole filmowej w Łodzi poznała pierwszego męża, początkującego reżysera Krzysztofa Krauze. W 1979 roku para wzięła ślub. Wybrali się na wakacje do matki Krauzego, do Wiednia. W Polsce plany zawodowe się odwlekły, więc zostać dłużej w Austrii, gdzie Ewa Sałacka występowała w teatrze Volkstheater. Ta decyzja zaważyła na życiu młodych artystów. Kiedy w Polsce został wprowadzony stan wojenny nie mogli powrócić do kraju. Postanowili spróbować sił we Francji. Nie zrobili tam wielkiej kariery, ale też tam dochodziło między nimi do kłótni. Z Francji małżonkowie wrócili osobno. Para rozstała się pod koniec 1983 roku. Aktorce po rozstaniu z Krzysztofem Krauze przypisywano różne romanse m.in. ze Zbigniewem Wodeckim. Drugim mężem i zarazem największą miłością aktorki okazał się ktoś niezwiązany ze środowiskiem artystycznym. Był to znany stomatolog i chirurg szczękowy, Witold Kirstein. W 1994 roku zakochani zdecydowali się na ślub, wkrótce na świecie pojawiła się ich córka Matylda.
„Och, Karol” (1985) przyniosł jej popularność. Potem była „Sztuka kochania”, „Klątwa Doliny Węży”, „Tygrysy Europy”, „Klasa na obcasach”, „Pierwsza miłość”, „Pogranicze w ogniu” czy „Dziki 2”.
Uczulona na jad pszczeli
Ewa Sałacka zmarła 23 lipca 2006 roku. Aktorka odpoczywała na swojej działce w Arciechowie nad Zalewem Zegrzyńskim i nie zauważyła, że do jej napoju wleciała osa. Kiedy wzięła łyk, owad ją użądlił. Sałacka zaczęła się dusić. Doznała wstrząsu anafilaktycznego. Mimo reanimacji nie udało się uratować aktorki. Zmarła w wieku 49 lat. Po latach jej córka Matylda powiedziała w jednym z wywiadów, że nikt nie chciał jeździć do domku na działce i wkrótce został sprzedany. Barbara Sałacka, babcia dziewczynki wychowała ją razem z ojcem. Dziś Matylda pracuje w marketingu i skończyła socjologię. Jest bardzo podobna do swojej mamy.