Nie mogła przejść ulicą, aby nikt jej nie rozpoznał. Gdy już to się zadziało, słyszała tylko krytyczne oceny na swój temat. Zamykała się w domu. Właśnie w TVP2 emitowany jest serial „Bardotka”.
W 1958 roku Brigitte Bardot była u szczytu sławy. Film „I Bóg stworzył kobietę”, który zrealizowała z pierwszym mężem Rogerem Vadimem zrobił z niej gwiazdę międzynarodową. Niestety w tym czasie z mężem rozstała się, ale dalej współpracowali i się przyjaźnili. Zdradzała go z muzykiem, Sachą Distelem.
Za chwilę miała wejść na plan nowego filmu „Babette idzie na wojnę”, gdzie poznała swojego drugiego męża aktora Jacquesa Charriera, z którym miała syna. Jeszcze przed zajściem w ciążę, a potem w trakcie twierdziła, że nie nadaje się do macierzyństwa. W wywiadzie dla „France-Observateur” z 1958 roku była innego zdania. Szczerze na łamach tej gazety opowiadała o popularności, rozbieraniu się i swoich planach.
Jak wygląda twoja popularności?
– Na ulicy, gdy przechodzę, ludzie odwracają się, zatrzymują, robią uwagi najczęściej głośno, tak aby ich słyszano. Stwierdzają, że jestem mniej ładna niż na ekranie: za chuda, za stara, zbyt umalowana. Przyczepiają się do moich pończoch, czerwonych lub czarnych; słowem – mszczą się.
Czy może pani przejść niezauważona?
– To jest zupełnie niemożliwe. Kiedyś we Włoszech w nocy przyjechałam do jakiejś zapadłej wsi; miałam chustkę na głowie, ciemne okulary. Zaledwie wysiadłam z samochodu, ktoś krzyknął: La Barrdot! – wywołując poruszenie w całej wsi. Niech Pan nie myśli, że mnie to bawi. Gdy kupuje parę pantofli, muszę wychodzić tylnym wyjściem. Pójście do kina jest dla mnie czymś niemożliwym – widzowie przestają patrzeć na ekran. Uciekam przed twarzami przechodniów, którzy mnie otaczają. Jest to nie tylko podziw – ile zwykła chęć skonfrontowania wyobrażeń z rzeczywistością.
Nienawidzę tych skutków mojej popularności. Jestem nieśmiała. Nie jestem stworzona do takiego cyrku. Pochodzę z bardzo katolickiej, mieszczańskiej rodziny. Wychowałam się w klasztorze. Nie opuszczałam nigdy mszy niedzielnej.
Brigitte Bardot wraca na ekrany w nowym serialu (zlotascena.pl)
A listy?
-150 dziennie. Przez trzy miesiące byłam w na wakacjach w San-Tropez. Gdy wróciłam, znalazłam ponad 10 000 listów. Nie można było przejść. Z kilkoma wezwanymi na pomoc przyjaciółmi próbowaliśmy wchłonąć te zaległości. Przez cały dzień nie zdołałyśmy zlikwidować jednej czwartej.
A prasa?
– Nasze stosunki zepsuły się po kilku nieprzyjemnych incydentach. Gdziekolwiek idę, napadają mnie fotografowie. Niepodobieństwem jest zjeść spokojnie obiad w restauracji z krewnymi czy znajomymi. Doszło już do tego, że ukrywam się w moim mieszkaniu i wychodzę tylko na uroczystości oficjalne. W domu nie przyjmuję fotografów. Tylko dziennikarzy. Codziennie ze wszystkich krajów świata przyjeżdżają do mnie dziennikarze.
Brigitte Bardot kończy dziś 89 lat. Jak wyglądała 70 lat temu (zlotascena.pl)
Pani zaręczyny?
– Ale skądże. To tylko dziennikarze zdecydowali o moim małżeństwie z Sachą Distel. Ja nic nikomu nie powiedziałam. Kiedy milczę, prasa decyduje. Cokolwiek się stanie, muszę powiedzieć jedno: na moim ślubie nie było nikogo. Wolałabym z niego zrezygnować, niż widzieć te tłumy fotografów wokół nas. W ubiegłym roku jeden z dziennikarzy opublikował „mój życiorys”. Zwróciłam się do adwokata; niestety było już za późno, wszystko się ukazało. Artykuł B. B. to rzecz, która się zawsze podoba.
Jakie są przyczyny pani popularności?
– Trafiłam na moment, w którym nie było aktorki w moim stylu. Jestem naturalna na ekranie i poza nim. Posiadam wygląd dziewcząt naszych czasów. One poznają we mnie siebie. Kiedy byłam dziewczynką, pamiętam, że nie opuszczałam nigdy filmów Dany Robin. Ona miała sposób gry, który odpowiadał mojemu sposobowi bycia. Pojawiłam się w dobrym momencie – dwa lata później byłoby już za późno. Dziś młode aktorki są do mnie podobne. Nawet na ulicy spotykam co dzień Bardotki.
Pozostaje jeszcze „atrakcyjność erotyczna”.
– Oczywiście. Wszyscy mi to wymawiają. Dla mnie sprawa jest prosta. Jeżeli trzeba się rozbierać, np. po to, aby film zyskał kilka tysięcy widzów w Niemczech – odmawiam. Zgadzam się, gdy jest to pomyślane z dyskrecją, gdy tego wymaga tocząca się akcja. Na przykład w filmie „Księżycowi jubilerzy” scena w „figach” trwała 10 razy za długo.
Należało więc może odmówić
– Nie mogłam, w atelier reżyser jest wszechwładny. Sprzeciwiam się, protestuję, ale jeżeli nalega, muszę być mu posłuszna. W ogóle jestem przeciw ekshibicjonizmowi, lecz przede wszystkim przeciw nadmiernej pruderii. Mówię to, co myślę. Chodzenie w „figach” nie wydaje mi się czymś zdrożnym. Zdarza mi się to często, gdy jestem w domu. I nie wstydzę się. Jeżeli mam ochotę kąpać się bez kostiumu na opuszczonej plaży, robię to, dlaczegóżby nie? Inni także mają na to ochotę, tylko brakuje im odwagi. Nienawidzę takiej hipokryzji.
O sprawach finansowych aktorka mówi:
– Jadłam ostatnio obiad z ministrem Pinayem. Powiedział mi, że jestem poważnym źródłem dewiz dla kraju, najpoważniejszym po zakładach samochodowych Renault. Producentem filmowym nie będę – bo to zbyt wiele kłopotów dla dziewczyny takiej jak ja. Obecnie zresztą i tak mam możność wyboru reżysera, tematu i roli. Mój następny film: „Babette wybiera się na wojnę” jest krańcowo różny od wszystkiego, co dotąd zrobiłam. Jest to film dla dzieci. Nie będzie w nim pocałunków, ani scen miłosnych, ani nawet wydekoltowanego sweterka. Realizować to będzie Christian Jaque w stylu „Fanfana Tulipana”.
Czy nie chce pani już kręcić filmów z Vadimem?
– Uwielbiam Vadima; to przyjemność pracować z nim. Człowiek się bawi. On potrafi naprawdę pokazać dzisiejsze życie. Pozwala ludziom ruszać się, rozmawiać jak w rzeczywistości.
A w przyszłości?
– Będę próbowała dalej kręcić filmy. Zdaję sobie sprawę, że to trudne: z moim małym nosem i końskim ogonem nigdy nie zagram Fredry. Nie zawsze miałam pieniądze. Moja rodzina sprzeciwiała się małżeństwu z Vadimem. Zaczynaliśmy skromnie, jedząc sandwicze i jajka na twardo. Gdy miałam 17 lat, zdecydowałam się próbować szczęścia w filmie. Mając 19 lat dostałam rolę w „Przyszłych gwiazdach” – zagrałam i wygrałam. Potem dostawałam role już w filmach klasy A. Jeżeli publiczność mnie opuści – a być może stanie się to w ciągu trzech lat – zostanę tancerką lub modelką. A jeżeli nie będę grała matek w kinie, będę robiła to samo w życiu, w domu, z mężem, z dziećmi i bez fotografów.
Artykuł na podstawie gazety Film