W czasach PRL wyjechać za granicę i kręcić tam film był nie lada gratką dla aktorów i całej ekipy. Anna Nehrebecka wspomina „Rodzinę Połanieckich” i „Doktora Judyma”.
Plany filmowe polskich filmów realizowanych w latach 70-tych wyglądały zupełnie inaczej niż obecnie. Nad pracą czuwały zespoły filmowe (m.in. Kadr, Tor, Iluzjon, X, Pryzmat), które nie raz przymykały oko na sprawy niezgodne z założeniami władzy komunistycznej. Niektóre filmy miały ogromne budżety, jak „Potop”, a inne skromniejsze, ale wystarczające, żeby nagrać coś za granicą. Tak było z „Doktorem Judymem” czy „Rodziną Połanieckich”.
Samochodem z kostiumami do Paryża
Aktorka, Anna Nehrebecka, gwiazda obu tych filmów, jak również „Ziemi obiecanej” wspomina swoje przeżycia związane z planami we Francji i Włoszech. Kiedy kręcili „Doktora Judyma” cała ekipa aktorska i pracująca przy tym filmie jechała jednym, dużym samochodem do Paryża i Wersalu. Ze sobą wieźli wszystkie kostiumy. Nikt nie rezerwował im obiektów czy plenerów.
– Jechaliśmy wcześnie rano do Wersalu i kiedy nie było jeszcze zwiedzających rozstawiano kamerę, oświetlenie i kręciliśmy. Tutaj liczyła się szybkość i precyzja. My w kostiumach z poprzedniej epoki wzbudzaliśmy zainteresowanie i dzięki temu udawało nam się nakręcić potrzebne zdjęcia. Podobnie było w Paryżu. Przechadzaliśmy się po mieście robiąc szybkie próby, a potem kręcenie. Cały plan trwał z przyjazdem i powrotem do Polski aż trzy dni.
Podobnie było z „Rodziną Połanieckich”, chociaż tutaj mieli cały tydzień na realizację ujęć w Wenecji. Anna była zachwycona, że zwiedzała to miasto z perspektywy gondoli w sukni z początku XX wieku. Jakby przeniosła się w czasie sto lat wcześniej. Wynajęty Włoch ze swoją gondolą bardzo przyłożył się do swojego zadania i pokazywał im najciekawsze zakamarki. Cieszył się, że wystąpi w kostiumowym filmie.
Nie mieliśmy osobnej garderoby
– Na placu świętego Marka robiliśmy próbę normalnie z turystami, a potem poprosiliśmy ich, żeby nie przechodzili przez moment. Wtedy padał klaps i kręciliśmy ujęcie. Teraz z perspektywy czasu może wydawać się to szalone, ale dla nas było to wspaniałe przeżycie. Razem tworzyliśmy ten film w cudownej atmosferze. Tutaj również przyjechaliśmy jednym samochodem wioząc kostiumy. Nie mieliśmy osobnej garderoby. Ustalono, że dostanę większy pokój w tanim hotelu, który nam wynajęto. Tam wyprasowano wszystkie nasze suknie i surduty mężczyzn. Wyszło, że ja z garderobianą, Martą Kobierską przygotowywałyśmy wszystko, a inni poszli na wino do miasta — opowiada z uśmiechem na twarzy Anna Nehrebecka.
Aktorka wspomina, jak kręcili scenę ślubu w Wenecji. Aktor Andrzej May wziął ją na ręce, aby przenieść swoją serialową żonę przez próg ich apartamentu.
– To były drzwi od szafy, które otworzył i wniósł mnie do środka. Resztę kręciliśmy w studio kreując tam pokój hotelowy z Wenecji. Pamiętam, że udało nam się nakręcić wszystkie sceny wcześniej i wracając zajechaliśmy jeszcze do dwóch miejscowości m.in. do Vicense. Z żalem pożegnaliśmy Włochy.
Role kostiumowe
Anna Nehrebecka może potwierdzić, że miała szczęście zagrać w wielu wspaniałych filmach i serialach kostiumowych. Oprócz tych dwóch wspomnianych była też rola Celiny w „Nocach i dniach”, w „Ziemi obiecanej”, czy w „Najdłuższej wojnie nowoczesnej Europy”. Ta ostatnia produkcja, mimo że opowiadała o Wielkopolsce była kręcona głównie w Łodzi i Warszawie, a plenery w okolicach.
– Uwielbiam moje role kostiumowe i często powtarzałam, że urodziłam się o 100 lat za późno. Doskonale czuję się w sukniach z tamtej epoki. Rozumiem te kobiety, może dlatego, że mama pochodziła z Kresów. Czasami ktoś mi zarzuca, że grałam nijakie kobiety, które nie miały nic do powiedzenia. Wszystkie one były silnymi osobowościami, bo patrząc na XIX wiek kto rodził, wychowywał odważnych mężczyzn, przyszłych powstańców walczących o naszą wolność? Kobiety. Matki, babcie, które stawały się nestorkami rodzin. Miałam szczęście takie panie zagrać.
Nehrebecka z nostalgią opowiada o kulisach polskich produkcji w latach 70-tych. Sceny były kręcone razem z reżyserem, operatorem. Po dwóch dniach trzeba było wywołać zdjęcia i obejrzeć, czy potrzebne są poprawki. Na planie były trzy krzesła, żadnego kampera, a w południe wjeżdżał kocioł zupy na plan.
– I jak można było ją zjeść w sukni z poprzedniego wieku? – zaśmiewa się aktorka.