Andrzej Rosiewicz skończył 81 lat, ale powtarza, że czuje się na 40. Wszystko dzięki młodej żonie i zwierzakom, do których ma słabość.
Andrzej Rosiewicz opiekuje się z żoną Iwoną 10 kotami. Ich imiona zna na pamięć i nawet obudzony w środku nocy wszystkich wymienia: Kokosia, Łaciata, Ramzes, Malina, Kokos, Janina, Anka.
– Wszystko zaczęło się od kiciuni, która w 2009 roku pojawiła się na naszej posesji. Szybko zadomowiła się i od tej pory stała się członkiem rodziny. Wkrótce okazało się, że jest w ciąży i w ten sposób powitaliśmy czterech nowych domowników – mówił Andrzej Rosiewicz dla Życia na gorąco.
Co raz więcej kotów
Wokalista wcześniej nie miał okazji, by zaopiekować się jakimś zwierzakiem. Był zajęty zawodowo. Od kilkunastu lat ma więcej czasu i poświęca je właśnie kotom. Nie szczędzi przysmaków, jeździ do weterynarza, a kiedy odchodziły do kociego raju u znajomego stolarza zamawiał małe trumienki.
– Mówi się, że koty chodzą własnymi ścieżkami i nie przywiązują się do ludzi, ale to bardzo towarzyskie i przyjazne osobniki. Tęsknią za właścicielem, czego jestem doskonałym przykładem, bo kiedy wracam do domu przychodzą do ogrodu i się łaszą. Cieszą się na mój widok – opowiada Andrzej Rosiewicz dla „Życia na gorąco”.
Dzięki nim ma mniej stresu
Nie wyobraża sobie życia bez kotów. To jego największa słabość.
– Zdarza się, że coś czasami mnie zaboli i zastrzyka, a wtedy mojej niezawodne kociaki kładą się na mnie i skutecznie uśmierzają ból. Dzięki nim czuję spokój i odprężenie. Mam mniej stresu, częściej się uśmiecham. Ich wpływ na moje samopoczucie oraz zdrowie jest wręcz bezcenne – opowiada artysta.
