Przemysław Bluszcz jest znanym aktorem, który zagrał w wielu produkcjach i wcielał się tam w czarne charaktery. Według niego bardzo ciekawe role. Tym razem ma przed sobą premierę spektaklu pt. „Belfer” w Teatrze Ateneum.
Przemysław Bluszcz wciela się w tej sztuce w belfra, o którym mówi: potwór. Wcześniej w tym spektaklu występował przez lata Wojciech Pszoniak.
– Myślę, że każdy z nas na swojej drodze spotkał takie nauczyciela. Dlatego wszedłem do tej wody, bo tekst jest świetnie napisany. Reżyser Jacek Bończyk miał bardzo ciekawy pomysł na ten spektakl. Niestety nie widziałem pana Wojtka Pszoniaka w tej roli, ale może dobrze, bo nie sugerowałem się jego grą. Temat edukacji jest bardzo poważny w naszych czasach i dotyczy każdego z nas. Jako uczeń, nauczyciel, czy mistrz i czeladnik – opowiada o sztuce Przemysław Bluszcz dla Złotej Sceny.
Razem z synem w sztuce
Aktor wspominaŁ, że miał nauczycielkę w szkole średniej, która była dla niego autorytetem. Dzięki niej i jej namową zdecydował się zdawać egzaminy do Szkoły Teatralnej we Wrocławiu.

Okazuje się, że przy tym spektaklu pracuje również syn aktora, Iwo Bluszcz jako asystent reżysera.
– Bardzo się cieszę, że mógł pójść w reżyserię i szuka takich możliwości, żeby się ciągle uczyć – opowiada Przemysław Bluszcz dla Złotej Sceny.
Iwo Bluszcz pracował już na planie jako asystent reżysera w filmie „Ślub doskonały”, przy spektaklu „Matka”, a teraz w „Belfrze”. Na co dzień studiuje historię, a teraz zamierza dostać się na reżyserię w Łodzi albo Warszawie.
– Moja funkcja asystenta rozciąga się od czarnej kawy, aż po kreatywne myśli. Na początku pracy nad spektaklem upraszczałem logistykę, trochę pracowałem z tekstem zanim sufler wdrożył się w swoją rolę. Dla mnie najważniejsza była możliwość obserwacji reżysera Jacka Bończyka, co mi sprawiło wielką przyjemnością. W przyszłości chciałbym kręcić filmy, spektakle w teatrze, ale najpierw muszę dostać się do szkoły – wyznaje Iwo Bluszcz dla Złotej Sceny.

Pierwszy raz w sztuce z ojcem
25-latek miał przyjemność pracować z ojcem po raz pierwszy. Wspomina, że nigdy nie było nacisków ze strony rodzica, żeby został aktorem. Potem Iwo sam stwierdził, że to nie jego droga. W spektaklu „Belfer” mógł obserwować tatę w pracy i nawet wyrażać swoją opinię na temat tego, co mu się podoba lub nie.
– Mogę aktorowi, który jest moim ojcem, powiedzieć, że ta interpretacja jest dobra, a inna zła. On to przyjmuje, bo bierze pod uwagę, co ja czuję, myślę, więc to jest oznaka mojego wsparcia, szacunku do niego i tego, że on mi ufa – wyjaśnia przyszły reżyser.
Iwo obiecał, że jak już będzie kręcił swoje filmy to na pewno zatrudni ojca do roli, w której by pasował. Uważa go za znakomitego aktora, który ma ogromny potencjał.

O czym jest spektakl?
Głównym bohaterem tego niezwykłego monodramu jest nauczyciel, tytułowy belfer.
Belfer, jak wiadomo, żeby być belfrem, musi mieć uczniów. Jest w tym podobny do aktora, bo aktor, żeby być aktorem, musi mieć publiczność. W sztuce Jean-Pierre’a Dopagne’a belfer zostaje aktorem, żeby móc opowiedzieć o swojej zabójczej przygodzie z własną maturalną klasą, co doprowadziło go najpierw do więzienia, a potem do teatru. Trochę to na pierwszy rzut oka skomplikowane, ale nie tak bardzo. Otóż bywa, że nauczycielem zostaje się z powołania, czyli naprawdę chce się uczniów czegoś nauczyć. A co, jeśli uczniowie mają te nauki głęboko w nosie i robią wszystko, żeby nauczyciela zniechęcić do pracy? Belfer też jest człowiekiem i czasem marzy mu się odwet. Premiera 18 stycznia 2025 roku w Teatrze Ateneum.
